środa, 28 października 2015

Epilog

Kiedy tylko ją zobaczyłem nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przez ostatnie dni zarzekała się, że nie ma zamiaru pojawić się na moim meczu. Teraz siedziała razem z Zuzką na trybunach, które zawsze zajmowały dziewczyny i żony siatkarzy. Lilka promieniała. Była ubrana w koszulkę z moim nazwiskiem , na jej widok szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Spotkaliśmy się wzrokiem, Lilka uśmiechnęła się do mnie szeroko i posłała mi buziaka, niestety musiałem zostać na boisku i rozgrzewać się razem z chłopakami więc przywitanie musiało poczekać.
- Lilka jednak przyjechała – rzuciłem do Krzyśka.
- O, to świetnie – powiedział i zerknął w stronę trybun dla VIP’ów, pomimo tego, że jej nie znał spostrzegł ją od razu bo siedziała w pierwszym rzędzie a ciążowy brzuszek opinała meczowa koszulka – mam nadzieję, że mnie przedstawisz – powiedział.
- No jasne, wiele ci zawdzięczamy – odpowiedziałem.
Spotkanie na całe szczęście wygraliśmy, czułem się świetnie ze względu na atmosferę jaka panowała w Spodku i ze względu na to, że na trybunach siedziała miłość mojego życia z moim synkiem w brzuszku. Oddaliłem się od chłopaków, którzy wciąż cieszyli się ze zwycięstwa aby móc spędzić chociaż chwilkę z Lilką.
- Zrobiłaś mi cudowną niespodziankę skarbie – powiedziałem ściskając moją ślicznotkę a potem lekko całując.
- Zaskoczyliśmy się co?
- Oj bardzo -  odpowiedziałem kładąc rękę na brzuchu mojej ukochanej. Udało mi się wyczuć kopnięcie Małego, uśmiechnąłem się szeroko.
- Antek też się za Tobą stęsknił – rzuciła Lilka patrząc mi w oczy.
- Antek?
- Nie podoba ci się? – spytała.
- Jest idealne – odpowiedziałem i złożyłem kolejny pocałunek na jej słodkich ustach.
- To po moim dziadku, zgadzasz się, żeby miał na imię Antoni?
- Zgadzam się na wszystko czego tylko chcesz. No chyba, że chciałabyś mi uciec – dodałem śmiejąc się na co Lilka pokazała mi język co było jej znakiem markowym.
- Mogę wam przeszkodzić? – usłyszeliśmy pytanie Krzyśka – chciałem wreszcie poznać Lilianę.
- Jasne, że możesz Krzysiu – odpowiedziałem kumplowi z zespołu – poznaj proszę moją słodką uciekinierkę, Lilii to jest najlepszy facet jakiego udało mi się spotkać dzięki powołaniu do kadry – uścisnęli sobie dłonie.
- Wiesz co mogłeś mnie postawić w trochę lepszym świetle – powiedziała Lilka z miną obrażonej dwulatki.
- Krzysiek był moim psychologiem na zgrupowaniu, więc zna sprawę.
- No nie zapominaj, że dzięki mnie obeszło się bez łomotu po twoim zniknięciu – dodał Igła.
- Czyli jesteśmy twoimi dłużnikami? – spytała Lilka z uśmiechem na twarzy.
- Poniekąd tak. Ale słyszałem, że świetnie gotujesz więc kilka obiadków i będziemy kwita – zaśmiał się.
- Wszystkie długi spłacam w posiłkach – odpowiedziała Lilii i spojrzała na mnie zapewne przypominając sobie, że  właśnie w taki sposób odpłacała mi się za mój „bohaterski” czyn.
- Ok, to datę jeszcze dogadamy – rzucił Ignaczak – nie będę wam już przeszkadzał, lecę do swojej rodzinki – rzucił i oddalił się od nas.
Staliśmy wtuleni w siebie – tylko tyle było nam teraz dane. Nie mieliśmy nawet szansy na odrobinę prywatności, z każdej strony otaczały nas tłumy, niektórzy nawet robili nam zdjęcia – to wszystko bardzo nam przeszkadzało ale nie mogliśmy liczyć na nic więcej, kolejny minus gry w reprezentacji. Teraz marzyłem tylko o tym, żeby znaleźć się w naszym mieszkaniu w Bełchatowie i cieszyć się swoją bliskością.
Lilii przyniosła ukojenie, jej obecność przynosiła ulgę sercu. Wiedziałem, że nigdy nie pozwolę jej znowu odejść, kochałem ją ponad życie, dała mi więcej niż mogłem chcieć. Dała mi swoją miłość za którą zamierzam jej dziękować do końca swoich dni.

3 miesiące później

- Już po wszystkim – usłyszałam głos mojego lekarza. – Ma pani pięknego, zdrowego synka, no i kawał z niego chłopa – zaśmiał się, tym samym wywołując uśmiech na mojej twarzy. Pomyślałam o Wronce, który z pewnością chciałby być tu razem z nami.
- Masz szczęście, że to już, myślałam, że dłużej nie dam rady – tym razem odezwała się Zuza, która cały czas była przy mnie.
- Mogę go zobaczyć? – udało mi się wyrzucić, wciąż byłam zmęczona i obalała ale równocześnie szczęśliwa.
- Proszę – powiedziała krótko położna podając mi moją kruszynkę. Antoś spoczął w moich ramionach a po policzkach popłynęły łzy. Mój skarb patrzył na mnie spod sennych powiek a ja czułam jak ogarnia mnie duma.
- Przystojniak – powiedziała Zuza zerkając na mojego synka – po wujku – dodała po chwili śmiejąc się a ja pokazałam jej język.
- Po tatusiu – szepnęłam muskając ustami czółko mojego królewicza – Zrób nam zdjęcie – powiedziałam a Zuza szybko spełniła moją prośbę.
*
- Karol gdzie jest mój telefon?! Chyba dostałem wiadomość! – Krzyczałem wzburzony,  w każdej chwili mogło okazać się, że Lilka urodziła a ten burak nawet nie starał się mi pomóc.
- Zrobiłeś tu taki burdel, to szukaj – rzucił ale po chwili podniósł się z łóżka aby mi pomóc. – Trzymaj – usłyszałem po chwili i złapałem lecący w moją stronę telefon.
Nie myliłem się słysząc sygnał przychodzącego smsa wiadomość nadesłała Zuzia. Kiedy ją otworzyłam z wrażenia opadłem na łóżko. Na zdjęciu Lilka z miłością przyglądała się naszemu synkowi. Wielki uśmiech wykwitł na mojej twarzy.
- Czemu się tak szczerzysz? – usłyszałem pytanie – Stało się coś? – dopytywał. Nie musiałem udzielać mu odpowiedzi, wystarczyło, że obdarzyłem go chwilowym spojrzeniem, załapał. – Stary gratulacje! – podbiegł do mnie i przyjacielsko poklepał po plecach a po tym, otworzył szeroko drzwi naszego spalskiego pokoju, aby zacząć wykrzykiwać – Ludzie Wrona jest ojcem! – Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. „Ciekawe” pomyślałem, odkąd ją poznałem zmieniłem się nie do poznania. Już nie mogłem doczekać się momentu kiedy wezmę Lilkę i Antka w ramiona.
 *
Udało mi się uzyskać dyspensę. Mknąc do Lilki i Antka uśmiecham się jak czubek. Już niedługo ich zobaczę. Szczerze nie mogę doczekać się dni kiedy będziemy już wszyscy razem w Bełchatowie. Myślę o Lilii – ta kobieta, pojawiając się tak niespodziewanie w moim życiu, dała mi więcej niż oczekiwałem. Gdyby ktokolwiek powiedział mi, że ta opryskliwa sąsiadka, zostanie mamą mojego syna, pewnie bym go wyśmiał.
Myślałem również o Antku, syna pragnie każdy mężczyzna, już wyobrażałem sobie jak za kilka lat, to z nim będę grał w siatkówkę, jak nauczę go jeździć na rowerze i wreszcie obchodzić się z kobietami. Chciałem jak najszybciej poznać życie rodzica. Wiedziałem, że nie będzie zawsze usłane różami ale pragnąłem zmierzać się z każdym trudem razem z moją Lilii. Chciałem żebyśmy wszyscy żyli w szczęściu, miłości, ciesząc się tym, że jesteśmy razem. Wiedziałem też, że nigdy nie dam ich skrzywdzić. Gdyby cokolwiek stało się, któremukolwiek z nich mnie samego dosięgnęłaby bezgraniczna pustka, raz ich straciłem, moje centrum wszechświata, nie zamierzałem nigdy więcej do tego dopuścić.
Czas spędzony w samochodzie napełniał mnie coraz większym zniecierpliwieniem. Chciałem przeskoczyć miejskie korki, każda minuta ciągnęła się w nieskończoność ale na reszcie po dwóch godzinach spędzonych w aucie znalazłem się pod Łódzkim szpitalem, z bukietem ulubionych róż Lilii wpadłem do budynku, poinstruowany i ubrany w „plastikowy szlafrok” znalazłem się na właściwym piętrze, przed właściwym pokojem.
Przez szybę w drzwiach mogłem ich obserwować, Lilii siedziała na szpitalnym łóżku tyłem do ściany, przez co nie mogła mnie zauważyć. W objęciach trzymała nasz mały skarb.
Uśmiech sam wkradł się na moją twarz, a oczy nabiegły łzami szczęścia, otworzyłem drzwi sali, usłyszała to i odwróciła się, napotkałem jej wzrok. Poczułem, że to właśnie przy nich znajduje się moje miejsce na Ziemi.
*
Stał w drzwiach z bukietem herbacianych róż. Moi mężczyźni byli przy mnie, z policzka spłynęła pojedyncza łza. Miłość – to był z pewnością klucz do szczęścia.
- Hej – zdołałam wyszeptać, gula rosnąca w gardle w każdej chwili mogła spowodować szaleńczy wybuch łez. Andrzej podszedł powoli do łóżka, tym razem nie odrywał wzroku od Antosia. Miłość w jego oczach i te radosne świetliki mówiły wszystko.
Po chwili znowu spoglądał w moje oczy, aby następnie złożyć lekki pocałunek na moich ustach.
- Lilii…- nie dokończył, łzy zaczęły spływać także po jego policzkach.
- Kocham cię – wyszeptałam a Antek lekko załkał, jakby chciał powiedzieć to samo.
- Ja też was kocham – odpowiedział i najdelikatniej jak tylko mógł chwycił nas w ramiona.
*
- Antoś, przyjmuj! – Zawołał Andrzej a nasz pięcioletni syn z zacięciem i skupieniem na twarzy złożył rączki do lecącej piłki.
Promienie słońca ogrzewały nasze twarze, od dwóch dni odpoczywaliśmy na zasłużonych wakacjach po wyczerpującym sezonie.
Leżąc na hotelowym leżaku bawiłam się obracając na palcu swoją obrączkę. Patrząc na Andrzeja każdego dnia, uświadamiałam sobie jak bardzo los był dla mnie przychylny. Pamiętam jak myślałam, że nic dobrego w życiu już mnie się spotka, jak marudziłam, że przyciągam same nieszczęścia. Potem zjawił się ON. Zmienił mnie i moje życie. Gdybym mogła dziękowałabym mu na każdym kroku, patrząc na moich mężczyzn czułam się przepełniona dumą i miłością. Moja ręka mimowolnie powędrowała do brzucha.
- Już niedługo Piotruś, ty też będziesz z nimi grał…
- Wszystko w porządku kochanie? – Nie zauważyłam kiedy Andrzej podszedł do mnie z Antkiem na rękach.
- Tak, tak, wszystko ok – odpowiedziałam z uśmiechem. Chłopcy przysiedli na moim leżaku, Andrzej podniósł jedną rękę i delikatnie otarł mi łzę z policzka. Nawet jej nie poczułam, łza szczęścia była potwierdzeniem mojego nastroju.
- Kocham się Andrzej, najbardziej na świecie. – Powiedziałam patrząc w jego oczy, tak samo błyszczące jak przy naszym pierwszym spotkaniu na klatce schodowej…
- Ja ciebie kocham bardziej Lilii, jestem większy – dodał i uśmiechnął się łobuzersko – Jesteście dla mnie wszystkim. 

Wreszcie udało mi się doprowadzić tę historię do końca, żegnam się ze światem siatkarskich blogów już na dobre. 
Mam nadzieje, że wszyscy ci którzy kiedykolwiek czytali to bądź moje drugie opowiadanie, pomimo napsutych przeze mnie nerwów, będą mile wspominać pewną Anie S, która próbowała swoich sił w "pisaniu" i która bez granic kocha siatkówkę <3 
Dziękuję za poświęcony czas, za komentarze i każde wyświetlenie! 

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 22

Pomimo tego, że tęskniłam okropnie chyba do końca nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo brakowało mi tego wielkoluda. Do drugiej w nocy nadrabialiśmy stracone miesiące. Siedząc i zajadając się lodami, które kupił środkowy na moją prośbę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
Andrzej mocno przejął się moją chwilową niedyspozycją więc nie mogłam nawet ruszyć palcem w mieszkaniu – Wrona kazał mi odpoczywać, przez co sam musiał się wszystkim zająć. Udało mu się ogarnąć moje mieszkanie choć muszę przyznać, że sama zrobiłabym to sto razy lepiej.
- Myślałaś o mnie przez ten czas? – zapytał kiedy siedzieliśmy razem na kanapie w salonie.
- Nie było dnia żebym o tobie nie myślała – odpowiedziałam szczerze patrząc w jego niebieskie oczy.
- Lilii obiecasz mi coś? – zapytał.
- Nie wiem czy mogę tak z góry coś obiecać – uśmiechnęłam się do Andrzeja.
- Musisz, musisz obiecać – naciskał.
- Ok, skoro muszę…
- Obiecaj, że już nigdy mnie nie opuścicie, ty i Mały…
- Obiecuję – powiedziałam.
Spędziliśmy jeszcze trochę czasu w ciszy. Tym razem nie była krępująca tylko naturalna. Znów czułam się jak kiedyś, kiedy leżałam w jego ramionach w których nie dotykały mnie żadne troski. Teraz siedzieliśmy blisko siebie – nie wtuleni ale ta bliskość wystarczyła żebym wiedziała gdzie jest moje miejsce na Ziemi.
*
Znowu byli przy mnie. Ona – najpiękniejsza kobieta na świecie, moja miłość, moje życie. On – mój synek, który miał przyjść na świat już za trzy miesiące, mój mały skarb – owoc naszej miłości.
Czułem się tak jakbym dostał nowe życie, kolejną szansę, której nie mogłem zmarnować. Ta dwójka była dla mnie wszystkim, kiedy odeszli czułem się tak jakby nic już nie było. Gdyby nie nadzieja na jej powrót, niemiałbym nawet siły by każdego ranka wstawać z łóżka.
Teraz ona siedziała blisko mnie. Czułem ciepło bijące od jej ciała, miała przymknięte oczy – najwyraźniej wrażenia z całego dnia dały jej się we znaki i teraz odeszła w krainę snu. Na jej twarzy gościł lekki uśmiech, była spokojna. Postanowiłem zanieść ją do sypialni bo kanapa nie była odpowiednim miejscem do spania dla kobiety w ciąży, dla mojej kobiety. Najdelikatniej jak tylko potrafiłem przeniosłem Lilkę i okryłem ją kocem. Przysiadłem przy łóżku aby wciąż przy nich być i aby móc ją obserwować – zawsze lubiłem to robić. Pozwoliłem sobie nawet na lekkie dotknięcie jej policzka, tęskniłem za tymi wszystkimi godzinami spędzonymi na wspólnych pieszczotach ale najbardziej złakniony byłem jej pocałunków. Jej słodkie, miękkie wargi prosiły o to. Nie dałem rady, pragnienie wzięło górę – musnąłem jej wargi swoimi. Ten gest wybudził moją księżniczkę ze snu. Przez chwilę wpatrywała się we mnie aby następnie przyciągnąć mnie do siebie. Szukaliśmy wzajemnie swoich ust, złaknieni i stęsknieni. Ten pocałunek wydawał się nie mieć końca.
- Zostań przy mnie – powiedziała kiedy oderwaliśmy się od siebie – na zawsze.
- Na zawsze – obiecałem mojej królewnie kładąc się przy niej – Kocham cię – dodałem.
- Ja ciebie też Andrzej – wyszeptała po czym ponownie zasnęła.
*
Obudziłam się w jego ramionach, czułam się bezpieczna, potrzebna i kochana. Andrzej od tamtego pamiętnego wieczoru we wrześniu stał się dla mnie najważniejszą osobą . Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie, znowu byliśmy razem. Znowu mogłam mieć w ramionach cały mój świat. Złożyłam lekki pocałunek na policzku środkowego, potem kolejny i następny.
- Nie miałem takiego cudownego poranka od kilku miesięcy – powiedział uśmiechając się do mnie.
- Nie musiałeś tego mówić – powiedziałam tracąc humor – wciąż mam wyrzuty sumienia.
- Lilka, może to nam było pisane… Taka rozłąka. Utwierdziliśmy się tylko w przekonaniu, że nie potrafimy bez siebie żyć.
- Dobrze, że chociaż ty w tym związku potrafisz znaleźć dobre strony w każdej sytuacji.
- Ktoś musi – stwierdził po czym pocałował mnie w czubek głowy.
- Dziękuję – powiedziałam i mocniej wtuliłam się w siatkarza – Dziękuję ci za to, że jesteś – dokończyłam myśl.
- To ja ci dziękuję Lilii, wróciliście do mnie, to była najcudowniejsza rzecz jaka mnie spotkała. Ty jesteś osobą, która daje mi największe szczęście, najpierw zdecydowałaś się na związek z siatkarzem co absolutnie przeczyło twoim ideą – tu się zaśmiał – potem dałaś mi szczęście będąc przy mnie, a niedługo zostaniemy rodzicami. Jesteś moim aniołem, kocham cię najmocniej na świecie.
Po tym wyznaniu po moim policzku popłynęły łzy. Leżałam wtulona w Andrzeja i myślałam o tym co nas czeka. Już niedługo na świat przyjdzie nasz synek. Zastanawiałam się jak to wszystko będzie wyglądać, jak dalej potoczy się nasza historia…
Po jakiejś godzinie leniuchowania wstaliśmy żeby przygotować razem śniadanie. Na nasze nieszczęście lodówka była pusta więc musieliśmy zrobić małe zakupy. Wyszliśmy razem z Biszkoptem do pobliskiego marketu. Wrona oczywiście chciał żebym została w mieszkaniu, w jego mniemaniu powinnam cały czas leżeć. Po jakimś czasie wracaliśmy do mieszkania – miałam z tego niezły ubaw bo Andrzej uparł się, że nie mogę się przemęczać przez co nie mogłam nawet prowadzić Biszkopta.
Siatkarz prowadził rozbrykanego psa trzymając w dłoniach reklamówki po brzegi wypakowane jedzeniem i chemią – wyglądał naprawdę komicznie.
Po śniadaniu, które wyglądało tak jak kiedyś – Wrona przeszkadzał mi w przygotowaniu posiłku obdarowując moją szyję pocałunkami – przyszedł czas pożegnania.
- Będziemy za tobą tęsknić – mówiłam stojąc z Wroną na parkingu.
- A ja będę tęsknić za wami. Obiecaj mi, że nie znikniesz – rzucił Andrzej całując mnie na pożegnanie.
- Nie zniknę – przyrzekłam – będę na ciebie czekać.
Patrzyłam jak mój mężczyzna odjeżdża, cieszyłam się, że wszystko wróciło do normy ale było mi także smutno – znowu musieliśmy się rozstać. Tym razem jednak wiedziałam, że za jakiś czas znów będziemy mogli się spotkać a potem już zawsze być razem.
Wróciłam do swojego mieszkania, zabrałam Biszkopta i udałam się do Toscany. Na miejscu zastałam całą ekipę.
- I jak? – zapytała Zuzka i posłała mi znaczące spojrzenie.
- Cóż… Znowu jesteśmy razem – powiedziałam a moja przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko słysząc tą nowinę.
- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, tym bardziej, że wiem co on przeżywał, no i oczywiście ty… Przynajmniej się szczęśliwie skończyło.
- Dziękuję ci za pomoc.
- Od tego ma się przyjaciół – powiedziała i uścisnęła mnie lekko – A jak się ma mój kochany chrześniak?
- Dzisiaj nie rozrabia – powiedziałam i przyłożyłam rękę do brzuszka – wczoraj to chyba dzięki Antkowi tak to się wszystko ułożyło…
- Antkowi? Wybraliście już imię?
- Ja wybrałam – uśmiechnęłam się do przyjaciółki – Wrona musi je zaakceptować.
- Zrobi dla ciebie wszystko – powiedziała – dobrze, że wróciłaś – dodała a ja tylko się uśmiechnęłam.
*
Wróciłem do Szczyrku. Na miejscu obyło się bez gadania – okazało się, że Igła dość porządnie przedstawił moją sytuację.
- Stary nie wiem jak ci dziękować – powiedziałem spotykając kumpla w stołówce.
- To była przyjemność pomóc. Powiedz chociaż czy udało ci się coś zdziałać?
- Wróciliśmy do siebie – powiedziałem szeroko się przy tym uśmiechając ponieważ wciąż nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście.
- No to świetnie – powiedział przyjacielsko klepiąc mnie po ramieniu – gratulacje. A jak Lilii się czuję wszystko ok?
- Tak, wczoraj dostała tylko jakieś skurcze, to podobno nic poważnego ale i tak postanowiłem  z nią zostać. Ogólnie Mały rozwija się prawidło, wszystko jest ok, ale i tak chciałbym teraz być z nimi a nie siedzieć tu.
- Świetnie cię rozumiem, rozłąka z rodziną to największy minus tego wszystkiego.
Dni mijały. Codziennie jak najwięcej czasu spędzałem wisząc na telefonie, chciałem cały czas być na bieżąco. Lilii zapewniała mnie, że wszystko u nich w porządku i że Zuzia im pomaga co mnie uspakajało.  
- Jutro pewnie nie będziesz dzwonił? – pytała kiedy rozmawialiśmy przeddzień naszego meczu z Włochami w Katowickim Spodku.
- Rano pewnie zadzwonię, jesteś pewna, że nie dasz rady przyjechać? – pytałem zawiedziony bo Lilii stwierdziła, że wyprawa do Katowic w jej stanie to nie jest dobry pomysł.
- Nie wiem czy chcesz oglądać takiego wieloryba na trybunach – zaśmiała się – inne dziewczyny pewnie będą się ślicznie prezentować, tylko ja będę wyglądała jak beczka – dodała.
- Ale za to jaka piękna beczka – odpowiedziałem Lilce śmiejąc się.
- No wiesz co, powinieneś mi powiedzieć, że wcale nie wyglądam grubo.
- Wiesz jak dla mnie, jesteś idealna kochanie. To jak przyjedziesz jutro z Zuzką?
- Nie Andrzej, przepraszam ale boję się jak to zniosę.
- No dobrze rozumiem w takim razie ja postaram się jak najszybciej do was wracać – powiedziałem – Kocham was – dodałem.
- My ciebie też – odpowiedziała Lilka i rozłączyła się a ja pobiegłem na trening.

Kolejna nieobecność, przepraszam za to ale prawda jest taka, że nie mam na nic czasu a i do tego bloga zapału niestety brak, to już ostatnie dodawane rozdziały, skończę go wcześniej i inaczej niż zakładałam ale trzeba się z tym pogodzić, pozdrawiam, jeśli ktoś to jeszcze czyta.

poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 21

Przed rozdziałem słowo wyjaśnienia, namnożyło się trochę spraw, brak czasu, sporo zajęć. Wybaczcie. To nie miało tak wyglądać, przepraszam za tak długą nieobecność, mam nadzieje, że wciąż zaglądacie. Miłego czytania...

Maj… Wszystko rozkwita, Polska tętni życiem. Wracam do NIEGO, z mojej twarzy nie schodzi uśmiech, już niedługo spotkam moich przyjaciół ale pewnie nie
Andrzeja.
Podobno jest teraz na zgrupowaniu w Szczyrku, więc na spotkanie będę musiała poczekać jeszcze kilka tygodni.
Kiedy usiadałam za kierownicą swojego samochodu poczułam euforię, już niedługo miałam znowu znaleźć się w Toscanie, za którą tak tęskniłam, za chwilę spotkam moich przyjaciół, którzy pomimo mojego zachowania nie opuścili mnie i pomagali w potrzebie.
Po ponad godzinie jazdy znalazłam się na parkingu mojej restauracji. Pomimo zmęczenia po podróży cieszyłam się ogromnie na widok znajomych budynków. Zabrałam Biszkopta i razem weszliśmy do mojego królestwa, które zostawiłam na pięć miesięcy. Za barem stała Hania, uśmiechnęłam się szeroko na jej widok.
- Cześć – przywitałam się niepewnie.
- Lilka nareszcie! – krzyknęła i wybiegła do mnie zza baru, przytuliła mnie mocno i ucałowała – Strasznie ci się przytyło! – zaśmiała się i posłała mi znaczące spojrzenie – pójdę zawołać Zuzię i Pabla – powiedziała i ruszyła do kuchni.
Spotkania z Zuzką obawiałam się najbardziej, pomimo tego, że rozmawiałyśmy ze sobą normalnie moja przyjaciółka miała do mnie żal o to, że nie wysłuchałam Wrony.
Po minucie Zuzka i Pablo pojawili się na sali. Lekki uśmiech – tylko do tego byłam teraz zdolna ponieważ rozpłakałam się jak dziecko na widok mich przyjaciół.
- Wróciła córka marnotrawna – rzuciła Zuza po czym mocno mnie przytuliła, jej policzki również były mokre od łez.
- Tak tęskniłam… - udało mi się wyrzucić z siebie szlochając.
- Ja też Lilka, ja też…
- Tak mi głupio, że cię nie słuchałam.
- Dobrze, że chociaż się do tego przyznajesz.
- Marcelina u mnie była – Zuzka posłała mi pytające spojrzenie.
- Przyznała się do wszystkiego, wiem, że skłamała.
- To dobrze – powiedziała i ponownie mnie przytuliła – może musiałaś usłyszeć to z jej ust żeby uwierzyć.
- Może… To nie zmienia faktu, że jest mi wstyd, zachowałam się jak jakaś skończona kretynka.
- Lilka, nikt nie może mieć do ciebie o to żalu, fakt, mogłaś wrócić wcześniej ale dobrze, że w ogóle wróciłaś i że wszystko się wyjaśniło.
- Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? – zapytałam moją przyjaciółkę.
- Wiesz, że on wciąż cię kocha… - stwierdziła a ja lekko się uśmiechnęłam na myśli o siatkarzu.
- Wiem – odpowiedziałam – Możemy iść do mnie? – zapytałam.
- Jeśli chcesz.
- Chcę, chodźmy.
Po chwili rozmowy z Pablem wyszłyśmy z Toscany, wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy do mojego mieszkania.
*
„Wróciła” to jedyne słowo przysłane przez Zuzkę w smsie, jedyne słowo, które wywołało wielką euforię. Moja Lilii wróciła! Jest w Bełchatowie! A ja tkwię na zgrupowaniu… „Gdzie jest?” – zapytałem. „Jesteśmy razem w jej mieszkaniu. Przyjedź”
- Krzysiek! – zawołałem kumpla.
- Co jest?
- Wyjeżdżam na jakiś czas, błagam powiedz sztabowi, że to ważna rodzinna sprawa.
- Lilka? – zapytał Igła bo doskonale znał moją sytuację
- Tak, wróciła! – odpowiedziałem uradowany.
- To jedź do niej jak najszybciej – powiedział ze szczerym uśmiechem na twarzy.
- Ok, ok już jadę – odpowiedziałem i pognałem w stronę swojego samochodu. Siadając za kierownicą napisałem jeszcze Zuzi o tym, że wyjeżdżam. Dziewczyna odpisała: „Zostanę u niej. Jak będziesz pod blokiem daj znać, ulotnię się”. Nie wierzyłem w to wszystko, Liluś wróciła a ja gnałem jak szalony do Bełchatowa, musiałem wreszcie się z nią spotkać, z nią i moim synkiem, za którym również mocno tęskniłem. Trzy godziny spędzone w drodze i ogromnej radości wystarczyły na dojechanie do Bełchatowa, podejrzewałem, że udało mi się  w między czasie złamać kilka przepisów drogowych ale to nie miało znaczenia. Już za chwilę miałem znowu ujrzeć moją miłość.
„Jestem pod blokiem”
*
Gadałyśmy z Zuzką kilka godzin, cieszyłam się bo pomimo tak długiej rozłąki wszystko było jak dawniej. Zuza była zakochana, Kłos zakręcił jej w głowie, cieszyłam się ich szczęściem.
Tematów do rozmowy były tysiące – od mojego samopoczucia,  przez opowiadania o tym co robiłam w Kanadzie po planowanie najbliższych dni. Zuza oczywiście zostanie matką chrzestną mojego syna więc postanowiła, że chce towarzyszyć mi w każdych zakupach dotyczących wyprawki. Rozmawiałyśmy także sporo o tym co jest teraz między mną i Andrzejem. Przyjaciółka opowiadała mi o tym jak Wrona przeżywał rozstanie – po każdej takiej opowieści czułam się coraz gorzej, było mi głupio, że przeze mnie chłopak tak cierpiał ale ja również nie zniosłam najlepiej ostatnich miesięcy. Po kilku godzinach Zuza postanowiła, że już sobie pójdzie.
- Do jutra – powiedziałam żegnając się z przyjaciółką.
- Pa, pa, trzymajcie się – pożegnała się z uśmiechem. Zamknęłam za nią drzwi i ruszyłam do salonu, nie zdążyłam jednak przejść nawet połowy drogi kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wróciłam się aby je otworzyć.
- Czego zapo… - nagle odebrało mi mowę.
- Cześć – powiedział i lekko się uśmiechnął. Na widok Andrzeja oniemiałam, nie spodziewałam się go tutaj.
- Nie powinieneś być na zgrupowaniu? – zapytałam dla pewności.
- Powinienem, urwałem się bo Zuza napisała mi o twoim powrocie.
- Aaa więc to z tobą tak pisała… Wejdź – zaprosiłam środkowego do mieszkania.
Usiedliśmy razem w moim salonie, który niestety nie powalał czystością przez moją nieobecność.
- Jak się czujesz? – zapytał Wrona po chwili krępującej ciszy.
- Dobrze, wszystko przebiega tak jak powinno, Mały prawidłowo się rozwija więc jestem spokojna.
 - To cudownie – odpowiedział jakby lekko zamyślony, przyglądając się mojemu brzuszkowi.
- Andrzej ja… powinnam cię przeprosić. Jest mi wstyd za to jak się zachowałam…
- Lilii nie mam do ciebie pretensji, szkoda tylko, że nie pozwoliłaś mi od razu dojść do słowa.
- Wiem, zachowałam się jak wariatka…
- Miałaś prawo, ja też pewnie bym się zdenerwował gdybym usłyszał coś takiego.
- Byłam w Kanadzie u mamy…
- Myślałem, że we Włoszech – przerwał mi siatkarz.
- Skłamałam, nie chciałam żebyście wiedzieli, musiałam być sama. Kilka dni temu pojawiła się tam też Marcelina. Przyznała się do kłamstwa.
- Była nam to winna – podsumował – Dobrze, że usłyszałaś to od niej.
- Dzięki temu wróciłam – powiedziałam i spojrzałam w jego niebieskie tęczówki, które tak kochałam.
- Lilii co teraz? – zapytał – Co z nami?
- Nie wiem Andrzej. To wszystko jest takie dziwne…
- Lilka ja wciąż cię kocham – powiedział patrząc mi w oczy – kocham jak wariat.
Uśmiechnęłam się do niego słysząc te słowa a po moim policzku popłynęła pojedyncza łza – tylko pytanie czy ty wciąż kochasz mnie?
-Nie umiałabym przestać cię kochać – odpowiedziałam patrząc mu w oczy – Ale teraz Andrzej jest jeszcze za wcześnie, ostatnio tyle się wydarzyło…
- Rozumiem Lilii, pamiętaj że zawsze będę na ciebie czekał, na was.
Wyjaśnienie wszystkiego przyniosło ulgę. Teraz sytuacja była jasna, wciąż kochałam Andrzeja  a on nie wyobrażał sobie życia beze mnie.
Czułam, że chcę znowu znaleźć się w jego ramionach ale także wiedziałam, że to wszystko dzieje się zbyt szybko. Andrzej był na pewno mężczyzną mojego życia ale czy te podejrzenia i fakt, że tak szybko uwierzyłam  w zdradę nie popsuł tego co było między nami?
- Powinienem już jechać – powiedział nagle i skierował się do wyjścia – zerwałem się, nie powiadamiając nikogo ze sztabu, pewnie urządzą mi niezłą pogadankę jak wrócę.
- Może nie powinieneś był przyjeżdżać? – zapytałam czując się odrobinę winna za zachowanie Wrony.
- Musiałem się z tobą zobaczyć – powiedział jakby zawstydzony – chciałem też zobaczyć jak Mały – uśmiechnął się i kolejny raz spojrzał z czułością na mój ciążowy brzuszek.
- Z nami wszystko w porządku – powiedziałam ale w tym momencie stało się coś co zaprzeczyło temu stwierdzeniu. Poczułam  okropny ból spowodowany skurczem. Był tak nagły, że osunęłam się na stojącą w przedpokoju szafkę.
- Lilka co jest?! – pytał Andrzej doskakując do mnie w mgnieniu oka.
- To skurcz – odpowiedziałam mu z grymasem na twarzy bo ból wciąż mi doskwierał.
- Chodź zawiozę cię ko lekarza.
- Nie, nie zaraz przejdzie, spokojnie.
- Lilii... – Wrona był mocno zdenerwowany moim stanem.
- Uspokój się, już jest lepiej – powiedziałam lekko gładząc brzuszek.
- Na pewno? Może jednak zawiozę cię do lekarza? – nalegał.
- Nie – powiedziałam i w tym samym momencie poczułam lekkie kopnięcie. Uśmiechnęłam się – Kopie… - Andrzej spojrzał na mnie.
- Mogę? – zapytał patrząc mi w oczy.
- Jasne – odpowiedziałam i położyłam jego dłoń w miejscu w którym przed chwilą poczułam naszego synka.
Po chwili oczy środkowego rozbłysły jak gwiazdki a na ustach pojawił się cudowny uśmiech. Po raz pierwszy poczuł obecność swojego syna.
- Chyba się za tobą stęsknił – powiedziałam spoglądając na siatkarza.
- Pewnie tak samo jak ja za nim – odrzekł i zaczął lekko gładzić mój brzuch.
- Chyba powinieneś wracać – powiedziałam po pewnym czasie.
- Nie Lilii teraz cię nie zostawię, nie możesz być sama, co jakby ci się coś stało?
- Andrzej to nie było nic wielkiego, możesz wracać, nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy.
- A ja chcę się wami zaopiekować, przynajmniej dziś. Zostaję.

Mam nadzieje, że rozdział się podoba, komentarze miło widziane! Do następnego :*

czwartek, 23 kwietnia 2015

Rozdział 20

Dni mijały a ja pomimo błagań przyjaciół nie wracałam do Polski. Andrzej podobno codziennie odwiedzał Toscane w nadziei, że się tam pojawię. Zuzka karciła mnie okropnie za to, że go nie wysłuchałam i upieram się swojej wersji.
- Lilii powinnaś wrócić do Polski i to z nim wyjaśnić, może naprawdę Marcelina kłamie?
- Mamo już sama nie wiem co robić – odpowiadałam mojej rodzicielce. Byłam w Kanadzie już czwarty miesiąc. Mama widziała jak się męczę, wiedziała, ze wciąż pomimo tego wszystkiego go kocham. Nalegała żebym wróciła albo przynajmniej jakoś skontaktowała się z Wroną. Postanowiłam, że za jakiś czas do niego napiszę.
Kilka dni po rozmowie z mamą udałam się do lekarza na badania kontrolne. Z moim małym skarbem wszystko było w porządku.
- Chciałabym pani poznać płeć dziecka? – usłyszałam pytanie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, na każdej takiej wizycie żałowałam, że on nie trzyma mnie za rękę, że tak jak ja nie wsłuchuję się w bicie serduszka dziecka. Bo dłuższym namyśle zdecydowałam, że chcę wiedzieć. Okazało się, że noszę pod sercem chłopca. Na tę wiadomość rozpłakałam się ze szczęścia.
Kiedy wróciłam do domu postanowiłam, że wreszcie do niego napiszę, zabrałam się za to ale nie potrafiłam ubrać moich myśli w słowa po godzinie powstała niezbyt długą wiadomość:

Szczerze powiedziawszy, nie napisałabym do Ciebie gdyby nie fakt, że jestem z Tobą w ciąży. Jesteś ojcem więc masz prawo wiedzieć, że ciąża przez chwilę była zagrożona, to moja wina bo za bardzo się denerwowałam. Na dzisiejszej wizycie dowiedziałam się, że to będzie chłopczyk. Ogromnie się cieszę podejrzewam, że ty też będziesz szczęśliwy.
Andrzej, pomimo tego co zrobiłeś ja chyba wciąż Cię kocham... Lilii
*
Tego się nie spodziewałem. Lilka napisała. Okazało się, że będę miał synka. To była najcudowniejsza wiadomość od czterech miesięcy a najlepsze było to, że to nie była jedyna – najlepsza - wiadomość.  Lilii napisała, że wciąż mnie kocha. Kocha mnie!!!
Miałem ochotę krzyczeć ze szczęścia ale zamiast tego po moich polikach popłynęły łzy, płakałem ze szczęścia. Dziś był zdecydowanie jeden z najlepszych dni od czterech miesięcy. Lilii dała mi nadzieję, że nie wszystko stracone, teraz miałem siłę do walki. Odzyskam moją miłość – postanowiłem.
Wybrałem jej numer, chciałem usłyszeć jej głos, może wreszcie po tych miesiącach mi się uda. Odebrała po szóstym sygnale.
- Hej – powiedziałem niepewnie.
- Cześć – odpowiedziała.
- Dzwonię bo przeczytałem twoją wiadomość. Bardzo się cieszę…- cisza.
- Ja też – powiedziała po chwili, rozmowa nam się nie kleiła.
- Tęsknie za wami – usłyszałem jej szloch.
- Ja też tęsknię Andrzej, myślę, że Mały też tęskni…
- Lilka błagam wróć do mnie…
- Jaką mam pewność, że nie zrobisz tego ponownie?
- Liluś przecież wiesz, że nic nie zrobiłem, nie skrzywdziłbym cię, za bardzo cię kocham…
- Nie wiem co z tym zrobić.
- Wróć – powiedziałem krótko.
- Jeszcze nie teraz – odpowiedziała i odłożyła słuchawkę.
Lilka wciąż myśli, że ją zdradziłem, nawet wyjaśnienia Zuzy nie pomogły. Usłyszałem jednak, że za mną tęskni, to dało mi nadzieję. Może niedługo wróci… Na razie pozostaje mi na nią czekać. Dzięki rozmowie i wiadomości poczułem nowy napływ energii. Dzięki temu mogłem lepiej  przygotować się mentalnie do zgrupowania. Stephane Antiga obdarował mnie zaufaniem i powołał do kadry. Nareszcie wszystko zaczęło się układać. Zacząłem wierzyć, że teraz może być już tylko lepiej. Nie czułem się tak dobrze od dawna, nawet mistrzostwo ze Skrą nie dało mi tyle satysfakcji ile ta krótka rozmowa z moją księżniczką.
*
Cudownie było usłyszeć jego głos, po tylu miesiącach rozłąki znów miałam namiastkę mojego mężczyzny. Prawda była taka, że cholernie tęskniłam. Ta cała sytuacja nie dawała mi spokoju, z dnia na dzień utwierdzałam się w przekonaniu, że Andrzej mnie nie zdradził, teraz zamiast złości czułam wstyd.
Oskarżyłam go tak naprawdę bezpodstawnie, nie dałam dojść do słowa, nie wysłuchałam co ma mi do powiedzenia. Zaufałam mojej siostrze, uwierzyłam bo już kiedyś zrobiła to samo. Historia zatoczyła koło.
Wróciłabym do Polski gdyby nie właśnie wstyd. Marzyłam o powrocie do Wrony, wciąż go kochałam, on zawrócił mi w głowie, sprawił że zapomniałam o świecie.
Kilka dni po naszej rozmowie w domu mamy i Henry’ego pojawiła się Marcelina. Atmosfera była mocno napięta, mnie i mamę bardzo zdenerwowała ta wizyta, Marcelina wydawała się być wyluzowana i pewna siebie.
Nienawidziłam tej wyższości, którą okazywała na każdym kroku. Udawała, że wszystko jest w najlepszym porządku – tak niestety nie było. 
- Czego ty jeszcze ode mnie chcesz? Mało ci wrażeń? – pytałam.
- Mało, mało siostrzyczko. A co ty tu jeszcze robisz? Nie wybaczyłaś swojemu siatkarzykowi? Wciąż przeżywasz zdradę?
- Jak śmiesz, mówić takie rzeczy? – krzyknęła mama – Jesteście siostrami, powinnyście być dla siebie oparciem…
- To nie jest moja siostra – wtrąciłam.
- Ojej, tak mi przykro – powiedziała Marcelina rozbawiona zdenerwowaniem naszej rodzicielki.
- Dziwi mnie, że w ogóle masz czelność tu przyjeżdżać – rzuciłam w stronę siostry.
- Ja też się sobie dziwię, ale to chyba moja wrodzona wielkoduszność nakazała mi się tu pokazać – posłałam Marcelinie pytające spojrzenie - Twój kochaś nie daje mi spokoju. Wydzwania do mnie cały czas, piszę, mam dość, znudziło mi się to wszystko, więc postanowiłam, że nie będę dłużej trzymać cię w niepewności. Nic się nie wydarzyło. Nie zdradził cię. To wszystko to tylko żart, dałaś się nabrać, jesteś taka naiwna – westchnęła.
- Nienawidzę cię – powiedziałam patrząc jej w oczy.
- Trudno, muszę jakoś z tym żyć – powiedziała i udała się w stronę wyjścia – Do widzenia – rzuciła jeszcze na odchodne z szerokim uśmiechem na ustach. Kiedy tylko drzwi się za nią zamknęły wybuchłam płaczem. Sama nie wiem czemu, to były chyba łzy szczęścia. Usłyszałam to od niej od sprawczyni tej całej katastrofy, przyznała się do kłamstwa, chyba właśnie tego potrzebowałam – sprostowania płynącego z jej ust.
Teraz już wiedziałam. Wracamy do Bełchatowa.

Nowy, czekam na komentarze, do następnego!

wtorek, 7 kwietnia 2015

Rozdział 19

Kiedy przyjechała na lotnisko była bardzo zdziwiona i ucieszona, dopiero kiedy podeszła bliżej i zobaczyła moje zapuchnięte i czerwone od łez oczy zrozumiała, że stało się coś złego.
Dojechałyśmy do jej domu praktycznie się nie odzywając, dopiero na miejscu kiedy byłyśmy same zabrałam się za zwierzenia. Opowiedziałam jej o tym koszmarnym dniu, o Marcelinie i Andrzeju, o ciąży. Wiadomość o tym co zrobiła moja siostra dotknęła jej tak samo jak mnie. Mama przepraszała mnie bo było jej wstyd, Marcelina zawiodła również ją. Na szczęście znalazł się lepszy temat do rozmowy – wnuk lub wnuczka.  Czułam, że przyjazd do mamy był najlepszą rzeczą na jaką mogłam wpaść. Może tu uda mi się o nim zapomnieć?
*
- Zuzka rozmawiałaś z Lilką? – zapytałem kiedy tylko dziewczyna otworzyła mi drzwi.
- Nie, a co się stało?
- Chyba wyjechała…
- Co? Dlaczego?
- Zuzka ona myśli, że ja ją zdradziłem.
- Co? – wrzasnęła – Jak mogłeś?
- Czy ty mnie słuchasz? Zareagowałaś tak samo jak Lilii – powiedziałem zrezygnowany – ona myśli, że ją zdradziłem.
- Ale czemu? – zapytała tak samo zagubiona w tej sprawie jak ja.
- Chyba Marcelina naopowiadała jej jakichś głupot.
- Wiedziałam, wiedziałam, że to się tak skończy. Ona nie mogła mieć czystych intencji. Wiedziałam – powtarzała – że ta baba jeszcze namiesza.
- Zuza pomóż mi, proszę. Lilka nie odbiera telefonów, nie chcę ze mną rozmawiać.
- Wyjechała? – zapytała dla pewności.
- Chyba tak, na parkingu nie ma jej samochodu.
- Może pojechała do ojca… Albo do mamy, nie raczej nie przecież ona mieszka w Vancouver – głośno myślała dziewczyna.
- Co tu się dzieje? – zapytał Kłos wchodząc do domu Zuzi. Przywitał się z nią pocałunkiem ponieważ od jakiegoś czasu są parą.
- Lilka wyjechała bo Wrona ją zdradził – odpowiedziała krótko na pytanie Karola.
- Co, zdradziłeś Lilkę?
- Nie zdradziłem jej do jasnej cholery! Ile można powtarzać? – pytałem poirytowany. Tak zły nie byłem już dawno. Lilka nawet nie dała mi dojść do słowa, wytłumaczyć, że jest w błędzie. Wyjechała, nie wiem gdzie i nie wiem na jak długo.  Czułem się jak jakiś kompletny idiota w durnym show. Nie miałem pojęcia co tu się właściwie dzieje. Marcelina, która nagle mnie całuje, Lilka załamana płacze i krzyczy rzucając moimi ubraniami. Co to do cholery jest? Ukryta kamera czy co? – Zuzka czy ty możesz do niej zadzwonić?
- Jasne, że mogę, pytanie tylko czy ty mówisz prawdę. Słuchaj jeśli ją zdradziłeś to licz się z tym, że będziesz miał ze mną do czynienia. Ona nosi twoje dziecko a ty wskakujesz do łóżka jej siostrze?
- Mówiłem przecież, że do niczego nie doszło, nie skrzywdziłbym Lilki – powiedziałem i zacząłem płakać. Nigdy nie płakałem, to było jakiś inny wymiar. Jej zniknięcie i to, że najprawdopodobniej nie chcę mnie znać wywołało we mnie takie emocje. Wszystko działo się jak w jakimś najgorszym koszmarze. Usiadłem na jednym z krzeseł w kuchni Zuzki zrezygnowany.
- Wrona, uspokój się, wierzę ci – powiedziała dziewczyna i lekko klepnęła  mnie po ramieniu – pomogę ci, zrobię wszystko co w mojej mocy żeby tu wróciła, ściągnę ją tu dla ciebie, przyrzekam.
- Dzięki – tylko na tyle starczyło mi teraz siły.
*
Od mojego wyjazdu telefon dzwonił bez przerwy. Wrona, Zuzka nawet Kłos i Włodarczyk nie dawali mi spokoju. Pierwszą noc wtulana w Biszkopta spędziłam na szlochaniu. Andrzej skrzywdził mnie okropnie, bolało bardzo dlatego, że kochałam go całym sercem, na zabój. To wydawało się być nieprawdopodobne, facet, który podobno tak mnie kochał, który codziennie powtarzał mi jak wiele dla niego znaczę, zrobił mi coś takiego. Siatkarz – pomyślałam, oni wszyscy mają poczucie wyższości, karierowicz, który szuka wrażeń. Wymyślałam na niego coraz gorsze obelgi, to jednak nic nie dawało, prawda była taka, że wciąż kochałam go jak głupia, kochałam mojego bohatera, przyjaciela, kochanka, mężczyznę mojego życia, ojca mojego dziecka. Nie mogłam przestać o nim myśleć, nie mogłam przestać zadawać sobie pytania – dlaczego? Nie rozumiałam już nic.
Następne dni mijały mi podobnie, odrzucanie połączeń, czytanie i kasowanie wiadomości na poczcie. Zuzka pisała, że to wszystko nie prawda – najwyraźniej ją też udało mu się omotać. Spędzałam dni na spacerach z Biszkoptem i ciągłym rozmyślaniu. Wszystko zawaliło mi się na głowę. Wszystko straciło sens.
Tydzień po moim przyjeździe do Kanady czułam się wciąż okropnie, może faktycznie zareagowałam zbyt porywczo? Nie, nie, nie – zareagowałam tak jak każdy w podobnej sytuacji. Nie chciałam go widzieć, nie chciałam go znać ale czułam, że muszę z kimś o wszystkim porozmawiać. Zuzka i Pablo odpadali, nie chciałam żeby Wrona dowiedział się gdzie się aktualnie znajduję. Postanowiłam opowiedzieć o wszystkim co leży mi na sercu Marcinowi. Czekałam na wiadomość od niego kilka godzin. Była krótka – Gdzie jesteś?
Kilka dni później siedziałam z Marcinem w jednej z  kawiarni w centrum, siedziałam i szlochałam a on pocieszał mnie jak tylko mógł. Brakowało mi go. Potrafił mnie pocieszyć, rozśmieszyć, i w jego „będzie dobrze” wierzyłam jak w żadne inne.
Marcin pomimo tego, że mu na mnie zależało również sądził, że powinnam najpierw wysłuchać co Wrona ma mi do powiedzenia. Teraz sama już nie wiedziałam co robić, z opowiadań Zuzi wynikało, że Andrzej wciąż nie może znaleźć sobie miejsca, był w Warszawie u mojego taty i rozważa możliwość wyjazdu do Kanady, dla zmyłki powiedziałam Zuzce, że nie pojechałam do mamy tylko do cioci do Włoch.
*
Dni bez mojego osobistego słońca ciągnęły się jak lata. Lilka wciąż nie chciała ze mną rozmawiać, podobno była we Włoszech u cioci ale nikt, nawet Zuzka nie znał jej adresu. Zostało mi tylko czekać na moment kiedy odbierze ode mnie telefon, odpowie na wiadomość albo wróci – do mnie.
Nieprzespane noce, ciągłe zastanawianie się co teraz robi, o czym myśli dały mi się we znaki na treningach. Chłopaki wspierali mnie jak tylko mogli. Byłem im za to wdzięczny ale nic nie mogło pomóc mi otrząsnąć się z tego wszystkiego. Jedyną osobą, która mogła mi pomóc była ona…
Spędzałem całe godziny na rozmyślaniu o jej uśmiechu, oczach, o jej słodkim śmiechu i tonie jakim karciła mnie za przeszkadzanie w kuchni a także o moim dziecku, za którym tęskniłem tak samo jak za jego mamą. Brakowało mi jej, była dla mnie jak życiodajne powietrze, bez niej wszystko straciło sens i barwy. Byłem chodzącym wrakiem człowieka. Zuzka tak jak obiecała starała się zrobić wszystko żeby moja słodka Lilii wróciła.
Była jeszcze jedna kobieta, która nie odbierała ode mnie telefonu – Marcelina.
Od tamtego dnia przepadła. Wysyłałem do niej setki wiadomości żeby wyjaśniła Lilce, że ta jej historia była tylko kłamstwem. Wreszcie po czterech tygodniach odebrała telefon aby powiedzieć tylko tyle: „Skoro Lilka jest na tyle głupia żeby wierzyć w takie rzeczy, niech teraz sama za to płaci”.
Wiedziałem, że muszę sam postarać się ją odzyskać, niestety nie miałem pojęcia jak mogę to zrobić.
*
Marcin został w Vancouver na dłużej aby pomóc mi w przetrawieniu tego wszystkiego. Spędzaliśmy wspólnie wiele czasu, potrzebowałam przyjaciela, Zuzia była niestety daleko, zgodziła się zająć Toscaną na czas mojego wyjazdu.
Pewnego dnia na spacerze zasłabłam. Wylądowałam w szpitalu, okazało się, że stres i to całe przeżywanie mogło przyczynić się do utraty dziecka. Przeraziłam się. Teraz starałam się nie myśleć tak o tym wszystkim i zapomnieć o Andrzeju.

Nowy rozdział. Komentujcie, czytajcie, czekajcie na kolejne, do następnego :*