Kiedy
tylko ją zobaczyłem nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przez ostatnie dni
zarzekała się, że nie ma zamiaru pojawić się na moim meczu. Teraz siedziała
razem z Zuzką na trybunach, które zawsze zajmowały dziewczyny i żony siatkarzy.
Lilka promieniała. Była ubrana w koszulkę z moim nazwiskiem , na jej widok
szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Spotkaliśmy
się wzrokiem, Lilka uśmiechnęła się do mnie szeroko i posłała mi buziaka,
niestety musiałem zostać na boisku i rozgrzewać się razem z chłopakami więc
przywitanie musiało poczekać.
-
Lilka jednak przyjechała – rzuciłem do Krzyśka.
- O,
to świetnie – powiedział i zerknął w stronę trybun dla VIP’ów, pomimo tego, że
jej nie znał spostrzegł ją od razu bo siedziała w pierwszym rzędzie a ciążowy
brzuszek opinała meczowa koszulka – mam nadzieję, że mnie przedstawisz –
powiedział.
- No
jasne, wiele ci zawdzięczamy – odpowiedziałem.
Spotkanie
na całe szczęście wygraliśmy, czułem się świetnie ze względu na atmosferę jaka
panowała w Spodku i ze względu na to, że na trybunach siedziała miłość mojego
życia z moim synkiem w brzuszku. Oddaliłem się od chłopaków, którzy wciąż
cieszyli się ze zwycięstwa aby móc spędzić chociaż chwilkę z Lilką.
-
Zrobiłaś mi cudowną niespodziankę skarbie – powiedziałem ściskając moją
ślicznotkę a potem lekko całując.
-
Zaskoczyliśmy się co?
- Oj
bardzo - odpowiedziałem kładąc rękę na
brzuchu mojej ukochanej. Udało mi się wyczuć kopnięcie Małego, uśmiechnąłem się
szeroko.
-
Antek też się za Tobą stęsknił – rzuciła Lilka patrząc mi w oczy.
-
Antek?
-
Nie podoba ci się? – spytała.
-
Jest idealne – odpowiedziałem i złożyłem kolejny pocałunek na jej słodkich
ustach.
- To
po moim dziadku, zgadzasz się, żeby miał na imię Antoni?
-
Zgadzam się na wszystko czego tylko chcesz. No chyba, że chciałabyś mi uciec –
dodałem śmiejąc się na co Lilka pokazała mi język co było jej znakiem markowym.
-
Mogę wam przeszkodzić? – usłyszeliśmy pytanie Krzyśka – chciałem wreszcie
poznać Lilianę.
-
Jasne, że możesz Krzysiu – odpowiedziałem kumplowi z zespołu – poznaj proszę
moją słodką uciekinierkę, Lilii to jest najlepszy facet jakiego udało mi się
spotkać dzięki powołaniu do kadry – uścisnęli sobie dłonie.
-
Wiesz co mogłeś mnie postawić w trochę lepszym świetle – powiedziała Lilka z
miną obrażonej dwulatki.
-
Krzysiek był moim psychologiem na zgrupowaniu, więc zna sprawę.
- No
nie zapominaj, że dzięki mnie obeszło się bez łomotu po twoim zniknięciu –
dodał Igła.
-
Czyli jesteśmy twoimi dłużnikami? – spytała Lilka z uśmiechem na twarzy.
-
Poniekąd tak. Ale słyszałem, że świetnie gotujesz więc kilka obiadków i
będziemy kwita – zaśmiał się.
-
Wszystkie długi spłacam w posiłkach – odpowiedziała Lilii i spojrzała na mnie
zapewne przypominając sobie, że właśnie
w taki sposób odpłacała mi się za mój „bohaterski” czyn.
-
Ok, to datę jeszcze dogadamy – rzucił Ignaczak – nie będę wam już przeszkadzał,
lecę do swojej rodzinki – rzucił i oddalił się od nas.
Staliśmy
wtuleni w siebie – tylko tyle było nam teraz dane. Nie mieliśmy nawet szansy na
odrobinę prywatności, z każdej strony otaczały nas tłumy, niektórzy nawet
robili nam zdjęcia – to wszystko bardzo nam przeszkadzało ale nie mogliśmy
liczyć na nic więcej, kolejny minus gry w reprezentacji. Teraz marzyłem tylko o
tym, żeby znaleźć się w naszym mieszkaniu w Bełchatowie i cieszyć się swoją
bliskością.
Lilii
przyniosła ukojenie, jej obecność przynosiła ulgę sercu. Wiedziałem, że nigdy
nie pozwolę jej znowu odejść, kochałem ją ponad życie, dała mi więcej niż
mogłem chcieć. Dała mi swoją miłość za którą zamierzam jej dziękować do końca
swoich dni.
3
miesiące później
-
Już po wszystkim – usłyszałam głos mojego lekarza. – Ma pani pięknego, zdrowego
synka, no i kawał z niego chłopa – zaśmiał się, tym samym wywołując uśmiech na
mojej twarzy. Pomyślałam o Wronce, który z pewnością chciałby być tu razem z
nami.
-
Masz szczęście, że to już, myślałam, że dłużej nie dam rady – tym razem
odezwała się Zuza, która cały czas była przy mnie.
-
Mogę go zobaczyć? – udało mi się wyrzucić, wciąż byłam zmęczona i obalała ale
równocześnie szczęśliwa.
-
Proszę – powiedziała krótko położna podając mi moją kruszynkę. Antoś spoczął w
moich ramionach a po policzkach popłynęły łzy. Mój skarb patrzył na mnie spod
sennych powiek a ja czułam jak ogarnia mnie duma.
-
Przystojniak – powiedziała Zuza zerkając na mojego synka – po wujku – dodała po
chwili śmiejąc się a ja pokazałam jej język.
- Po
tatusiu – szepnęłam muskając ustami czółko mojego królewicza – Zrób nam zdjęcie
– powiedziałam a Zuza szybko spełniła moją prośbę.
*
-
Karol gdzie jest mój telefon?! Chyba dostałem wiadomość! – Krzyczałem
wzburzony, w każdej chwili mogło okazać
się, że Lilka urodziła a ten burak nawet nie starał się mi pomóc.
-
Zrobiłeś tu taki burdel, to szukaj – rzucił ale po chwili podniósł się z łóżka
aby mi pomóc. – Trzymaj – usłyszałem po chwili i złapałem lecący w moją stronę
telefon.
Nie
myliłem się słysząc sygnał przychodzącego smsa wiadomość nadesłała Zuzia. Kiedy
ją otworzyłam z wrażenia opadłem na łóżko. Na zdjęciu Lilka z miłością
przyglądała się naszemu synkowi. Wielki uśmiech wykwitł na mojej twarzy.
-
Czemu się tak szczerzysz? – usłyszałem pytanie – Stało się coś? – dopytywał.
Nie musiałem udzielać mu odpowiedzi, wystarczyło, że obdarzyłem go chwilowym
spojrzeniem, załapał. – Stary gratulacje! – podbiegł do mnie i przyjacielsko
poklepał po plecach a po tym, otworzył szeroko drzwi naszego spalskiego pokoju,
aby zacząć wykrzykiwać – Ludzie Wrona jest ojcem! – Z moich oczu popłynęły łzy
szczęścia. „Ciekawe” pomyślałem, odkąd ją poznałem zmieniłem się nie do
poznania. Już nie mogłem doczekać się momentu kiedy wezmę Lilkę i Antka w
ramiona.
*
Udało
mi się uzyskać dyspensę. Mknąc do Lilki i Antka uśmiecham się jak czubek. Już
niedługo ich zobaczę. Szczerze nie mogę doczekać się dni kiedy będziemy już
wszyscy razem w Bełchatowie. Myślę o Lilii – ta kobieta, pojawiając się tak
niespodziewanie w moim życiu, dała mi więcej niż oczekiwałem. Gdyby ktokolwiek
powiedział mi, że ta opryskliwa sąsiadka, zostanie mamą mojego syna, pewnie bym
go wyśmiał.
Myślałem
również o Antku, syna pragnie każdy mężczyzna, już wyobrażałem sobie jak za
kilka lat, to z nim będę grał w siatkówkę, jak nauczę go jeździć na rowerze i
wreszcie obchodzić się z kobietami. Chciałem jak najszybciej poznać życie
rodzica. Wiedziałem, że nie będzie zawsze usłane różami ale pragnąłem zmierzać
się z każdym trudem razem z moją Lilii. Chciałem żebyśmy wszyscy żyli w
szczęściu, miłości, ciesząc się tym, że jesteśmy razem. Wiedziałem też, że
nigdy nie dam ich skrzywdzić. Gdyby cokolwiek stało się, któremukolwiek z nich
mnie samego dosięgnęłaby bezgraniczna pustka, raz ich straciłem, moje centrum
wszechświata, nie zamierzałem nigdy więcej do tego dopuścić.
Czas
spędzony w samochodzie napełniał mnie coraz większym zniecierpliwieniem.
Chciałem przeskoczyć miejskie korki, każda minuta ciągnęła się w nieskończoność
ale na reszcie po dwóch godzinach spędzonych w aucie znalazłem się pod Łódzkim
szpitalem, z bukietem ulubionych róż Lilii wpadłem do budynku, poinstruowany i
ubrany w „plastikowy szlafrok” znalazłem się na właściwym piętrze, przed
właściwym pokojem.
Przez
szybę w drzwiach mogłem ich obserwować, Lilii siedziała na szpitalnym łóżku
tyłem do ściany, przez co nie mogła mnie zauważyć. W objęciach trzymała nasz
mały skarb.
Uśmiech
sam wkradł się na moją twarz, a oczy nabiegły łzami szczęścia, otworzyłem drzwi
sali, usłyszała to i odwróciła się, napotkałem jej wzrok. Poczułem, że to
właśnie przy nich znajduje się moje miejsce na Ziemi.
*
Stał
w drzwiach z bukietem herbacianych róż. Moi mężczyźni byli przy mnie, z
policzka spłynęła pojedyncza łza. Miłość – to był z pewnością klucz do
szczęścia.
-
Hej – zdołałam wyszeptać, gula rosnąca w gardle w każdej chwili mogła
spowodować szaleńczy wybuch łez. Andrzej podszedł powoli do łóżka, tym razem
nie odrywał wzroku od Antosia. Miłość w jego oczach i te radosne świetliki
mówiły wszystko.
Po
chwili znowu spoglądał w moje oczy, aby następnie złożyć lekki pocałunek na
moich ustach.
-
Lilii…- nie dokończył, łzy zaczęły spływać także po jego policzkach.
-
Kocham cię – wyszeptałam a Antek lekko załkał, jakby chciał powiedzieć to samo.
- Ja
też was kocham – odpowiedział i najdelikatniej jak tylko mógł chwycił nas w
ramiona.
*
-
Antoś, przyjmuj! – Zawołał Andrzej a nasz pięcioletni syn z zacięciem i
skupieniem na twarzy złożył rączki do lecącej piłki.
Promienie
słońca ogrzewały nasze twarze, od dwóch dni odpoczywaliśmy na zasłużonych wakacjach
po wyczerpującym sezonie.
Leżąc
na hotelowym leżaku bawiłam się obracając na palcu swoją obrączkę. Patrząc na
Andrzeja każdego dnia, uświadamiałam sobie jak bardzo los był dla mnie
przychylny. Pamiętam jak myślałam, że nic dobrego w życiu już mnie się spotka, jak
marudziłam, że przyciągam same nieszczęścia. Potem zjawił się ON. Zmienił mnie
i moje życie. Gdybym mogła dziękowałabym mu na każdym kroku, patrząc na moich
mężczyzn czułam się przepełniona dumą i miłością. Moja ręka mimowolnie
powędrowała do brzucha.
-
Już niedługo Piotruś, ty też będziesz z nimi grał…
-
Wszystko w porządku kochanie? – Nie zauważyłam kiedy Andrzej podszedł do mnie z
Antkiem na rękach.
-
Tak, tak, wszystko ok – odpowiedziałam z uśmiechem. Chłopcy przysiedli na moim
leżaku, Andrzej podniósł jedną rękę i delikatnie otarł mi łzę z policzka. Nawet
jej nie poczułam, łza szczęścia była potwierdzeniem mojego nastroju.
-
Kocham się Andrzej, najbardziej na świecie. – Powiedziałam patrząc w jego oczy,
tak samo błyszczące jak przy naszym pierwszym spotkaniu na klatce schodowej…
- Ja
ciebie kocham bardziej Lilii, jestem większy – dodał i uśmiechnął się
łobuzersko – Jesteście dla mnie wszystkim.
Wreszcie udało mi się doprowadzić tę historię do końca, żegnam się ze światem siatkarskich blogów już na dobre.
Mam nadzieje, że wszyscy ci którzy kiedykolwiek czytali to bądź moje drugie opowiadanie, pomimo napsutych przeze mnie nerwów, będą mile wspominać pewną Anie S, która próbowała swoich sił w "pisaniu" i która bez granic kocha siatkówkę <3
Dziękuję za poświęcony czas, za komentarze i każde wyświetlenie!
Świetny blog ! Szkoda, że już kończysz !
OdpowiedzUsuń