środa, 28 października 2015

Epilog

Kiedy tylko ją zobaczyłem nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przez ostatnie dni zarzekała się, że nie ma zamiaru pojawić się na moim meczu. Teraz siedziała razem z Zuzką na trybunach, które zawsze zajmowały dziewczyny i żony siatkarzy. Lilka promieniała. Była ubrana w koszulkę z moim nazwiskiem , na jej widok szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Spotkaliśmy się wzrokiem, Lilka uśmiechnęła się do mnie szeroko i posłała mi buziaka, niestety musiałem zostać na boisku i rozgrzewać się razem z chłopakami więc przywitanie musiało poczekać.
- Lilka jednak przyjechała – rzuciłem do Krzyśka.
- O, to świetnie – powiedział i zerknął w stronę trybun dla VIP’ów, pomimo tego, że jej nie znał spostrzegł ją od razu bo siedziała w pierwszym rzędzie a ciążowy brzuszek opinała meczowa koszulka – mam nadzieję, że mnie przedstawisz – powiedział.
- No jasne, wiele ci zawdzięczamy – odpowiedziałem.
Spotkanie na całe szczęście wygraliśmy, czułem się świetnie ze względu na atmosferę jaka panowała w Spodku i ze względu na to, że na trybunach siedziała miłość mojego życia z moim synkiem w brzuszku. Oddaliłem się od chłopaków, którzy wciąż cieszyli się ze zwycięstwa aby móc spędzić chociaż chwilkę z Lilką.
- Zrobiłaś mi cudowną niespodziankę skarbie – powiedziałem ściskając moją ślicznotkę a potem lekko całując.
- Zaskoczyliśmy się co?
- Oj bardzo -  odpowiedziałem kładąc rękę na brzuchu mojej ukochanej. Udało mi się wyczuć kopnięcie Małego, uśmiechnąłem się szeroko.
- Antek też się za Tobą stęsknił – rzuciła Lilka patrząc mi w oczy.
- Antek?
- Nie podoba ci się? – spytała.
- Jest idealne – odpowiedziałem i złożyłem kolejny pocałunek na jej słodkich ustach.
- To po moim dziadku, zgadzasz się, żeby miał na imię Antoni?
- Zgadzam się na wszystko czego tylko chcesz. No chyba, że chciałabyś mi uciec – dodałem śmiejąc się na co Lilka pokazała mi język co było jej znakiem markowym.
- Mogę wam przeszkodzić? – usłyszeliśmy pytanie Krzyśka – chciałem wreszcie poznać Lilianę.
- Jasne, że możesz Krzysiu – odpowiedziałem kumplowi z zespołu – poznaj proszę moją słodką uciekinierkę, Lilii to jest najlepszy facet jakiego udało mi się spotkać dzięki powołaniu do kadry – uścisnęli sobie dłonie.
- Wiesz co mogłeś mnie postawić w trochę lepszym świetle – powiedziała Lilka z miną obrażonej dwulatki.
- Krzysiek był moim psychologiem na zgrupowaniu, więc zna sprawę.
- No nie zapominaj, że dzięki mnie obeszło się bez łomotu po twoim zniknięciu – dodał Igła.
- Czyli jesteśmy twoimi dłużnikami? – spytała Lilka z uśmiechem na twarzy.
- Poniekąd tak. Ale słyszałem, że świetnie gotujesz więc kilka obiadków i będziemy kwita – zaśmiał się.
- Wszystkie długi spłacam w posiłkach – odpowiedziała Lilii i spojrzała na mnie zapewne przypominając sobie, że  właśnie w taki sposób odpłacała mi się za mój „bohaterski” czyn.
- Ok, to datę jeszcze dogadamy – rzucił Ignaczak – nie będę wam już przeszkadzał, lecę do swojej rodzinki – rzucił i oddalił się od nas.
Staliśmy wtuleni w siebie – tylko tyle było nam teraz dane. Nie mieliśmy nawet szansy na odrobinę prywatności, z każdej strony otaczały nas tłumy, niektórzy nawet robili nam zdjęcia – to wszystko bardzo nam przeszkadzało ale nie mogliśmy liczyć na nic więcej, kolejny minus gry w reprezentacji. Teraz marzyłem tylko o tym, żeby znaleźć się w naszym mieszkaniu w Bełchatowie i cieszyć się swoją bliskością.
Lilii przyniosła ukojenie, jej obecność przynosiła ulgę sercu. Wiedziałem, że nigdy nie pozwolę jej znowu odejść, kochałem ją ponad życie, dała mi więcej niż mogłem chcieć. Dała mi swoją miłość za którą zamierzam jej dziękować do końca swoich dni.

3 miesiące później

- Już po wszystkim – usłyszałam głos mojego lekarza. – Ma pani pięknego, zdrowego synka, no i kawał z niego chłopa – zaśmiał się, tym samym wywołując uśmiech na mojej twarzy. Pomyślałam o Wronce, który z pewnością chciałby być tu razem z nami.
- Masz szczęście, że to już, myślałam, że dłużej nie dam rady – tym razem odezwała się Zuza, która cały czas była przy mnie.
- Mogę go zobaczyć? – udało mi się wyrzucić, wciąż byłam zmęczona i obalała ale równocześnie szczęśliwa.
- Proszę – powiedziała krótko położna podając mi moją kruszynkę. Antoś spoczął w moich ramionach a po policzkach popłynęły łzy. Mój skarb patrzył na mnie spod sennych powiek a ja czułam jak ogarnia mnie duma.
- Przystojniak – powiedziała Zuza zerkając na mojego synka – po wujku – dodała po chwili śmiejąc się a ja pokazałam jej język.
- Po tatusiu – szepnęłam muskając ustami czółko mojego królewicza – Zrób nam zdjęcie – powiedziałam a Zuza szybko spełniła moją prośbę.
*
- Karol gdzie jest mój telefon?! Chyba dostałem wiadomość! – Krzyczałem wzburzony,  w każdej chwili mogło okazać się, że Lilka urodziła a ten burak nawet nie starał się mi pomóc.
- Zrobiłeś tu taki burdel, to szukaj – rzucił ale po chwili podniósł się z łóżka aby mi pomóc. – Trzymaj – usłyszałem po chwili i złapałem lecący w moją stronę telefon.
Nie myliłem się słysząc sygnał przychodzącego smsa wiadomość nadesłała Zuzia. Kiedy ją otworzyłam z wrażenia opadłem na łóżko. Na zdjęciu Lilka z miłością przyglądała się naszemu synkowi. Wielki uśmiech wykwitł na mojej twarzy.
- Czemu się tak szczerzysz? – usłyszałem pytanie – Stało się coś? – dopytywał. Nie musiałem udzielać mu odpowiedzi, wystarczyło, że obdarzyłem go chwilowym spojrzeniem, załapał. – Stary gratulacje! – podbiegł do mnie i przyjacielsko poklepał po plecach a po tym, otworzył szeroko drzwi naszego spalskiego pokoju, aby zacząć wykrzykiwać – Ludzie Wrona jest ojcem! – Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. „Ciekawe” pomyślałem, odkąd ją poznałem zmieniłem się nie do poznania. Już nie mogłem doczekać się momentu kiedy wezmę Lilkę i Antka w ramiona.
 *
Udało mi się uzyskać dyspensę. Mknąc do Lilki i Antka uśmiecham się jak czubek. Już niedługo ich zobaczę. Szczerze nie mogę doczekać się dni kiedy będziemy już wszyscy razem w Bełchatowie. Myślę o Lilii – ta kobieta, pojawiając się tak niespodziewanie w moim życiu, dała mi więcej niż oczekiwałem. Gdyby ktokolwiek powiedział mi, że ta opryskliwa sąsiadka, zostanie mamą mojego syna, pewnie bym go wyśmiał.
Myślałem również o Antku, syna pragnie każdy mężczyzna, już wyobrażałem sobie jak za kilka lat, to z nim będę grał w siatkówkę, jak nauczę go jeździć na rowerze i wreszcie obchodzić się z kobietami. Chciałem jak najszybciej poznać życie rodzica. Wiedziałem, że nie będzie zawsze usłane różami ale pragnąłem zmierzać się z każdym trudem razem z moją Lilii. Chciałem żebyśmy wszyscy żyli w szczęściu, miłości, ciesząc się tym, że jesteśmy razem. Wiedziałem też, że nigdy nie dam ich skrzywdzić. Gdyby cokolwiek stało się, któremukolwiek z nich mnie samego dosięgnęłaby bezgraniczna pustka, raz ich straciłem, moje centrum wszechświata, nie zamierzałem nigdy więcej do tego dopuścić.
Czas spędzony w samochodzie napełniał mnie coraz większym zniecierpliwieniem. Chciałem przeskoczyć miejskie korki, każda minuta ciągnęła się w nieskończoność ale na reszcie po dwóch godzinach spędzonych w aucie znalazłem się pod Łódzkim szpitalem, z bukietem ulubionych róż Lilii wpadłem do budynku, poinstruowany i ubrany w „plastikowy szlafrok” znalazłem się na właściwym piętrze, przed właściwym pokojem.
Przez szybę w drzwiach mogłem ich obserwować, Lilii siedziała na szpitalnym łóżku tyłem do ściany, przez co nie mogła mnie zauważyć. W objęciach trzymała nasz mały skarb.
Uśmiech sam wkradł się na moją twarz, a oczy nabiegły łzami szczęścia, otworzyłem drzwi sali, usłyszała to i odwróciła się, napotkałem jej wzrok. Poczułem, że to właśnie przy nich znajduje się moje miejsce na Ziemi.
*
Stał w drzwiach z bukietem herbacianych róż. Moi mężczyźni byli przy mnie, z policzka spłynęła pojedyncza łza. Miłość – to był z pewnością klucz do szczęścia.
- Hej – zdołałam wyszeptać, gula rosnąca w gardle w każdej chwili mogła spowodować szaleńczy wybuch łez. Andrzej podszedł powoli do łóżka, tym razem nie odrywał wzroku od Antosia. Miłość w jego oczach i te radosne świetliki mówiły wszystko.
Po chwili znowu spoglądał w moje oczy, aby następnie złożyć lekki pocałunek na moich ustach.
- Lilii…- nie dokończył, łzy zaczęły spływać także po jego policzkach.
- Kocham cię – wyszeptałam a Antek lekko załkał, jakby chciał powiedzieć to samo.
- Ja też was kocham – odpowiedział i najdelikatniej jak tylko mógł chwycił nas w ramiona.
*
- Antoś, przyjmuj! – Zawołał Andrzej a nasz pięcioletni syn z zacięciem i skupieniem na twarzy złożył rączki do lecącej piłki.
Promienie słońca ogrzewały nasze twarze, od dwóch dni odpoczywaliśmy na zasłużonych wakacjach po wyczerpującym sezonie.
Leżąc na hotelowym leżaku bawiłam się obracając na palcu swoją obrączkę. Patrząc na Andrzeja każdego dnia, uświadamiałam sobie jak bardzo los był dla mnie przychylny. Pamiętam jak myślałam, że nic dobrego w życiu już mnie się spotka, jak marudziłam, że przyciągam same nieszczęścia. Potem zjawił się ON. Zmienił mnie i moje życie. Gdybym mogła dziękowałabym mu na każdym kroku, patrząc na moich mężczyzn czułam się przepełniona dumą i miłością. Moja ręka mimowolnie powędrowała do brzucha.
- Już niedługo Piotruś, ty też będziesz z nimi grał…
- Wszystko w porządku kochanie? – Nie zauważyłam kiedy Andrzej podszedł do mnie z Antkiem na rękach.
- Tak, tak, wszystko ok – odpowiedziałam z uśmiechem. Chłopcy przysiedli na moim leżaku, Andrzej podniósł jedną rękę i delikatnie otarł mi łzę z policzka. Nawet jej nie poczułam, łza szczęścia była potwierdzeniem mojego nastroju.
- Kocham się Andrzej, najbardziej na świecie. – Powiedziałam patrząc w jego oczy, tak samo błyszczące jak przy naszym pierwszym spotkaniu na klatce schodowej…
- Ja ciebie kocham bardziej Lilii, jestem większy – dodał i uśmiechnął się łobuzersko – Jesteście dla mnie wszystkim. 

Wreszcie udało mi się doprowadzić tę historię do końca, żegnam się ze światem siatkarskich blogów już na dobre. 
Mam nadzieje, że wszyscy ci którzy kiedykolwiek czytali to bądź moje drugie opowiadanie, pomimo napsutych przeze mnie nerwów, będą mile wspominać pewną Anie S, która próbowała swoich sił w "pisaniu" i która bez granic kocha siatkówkę <3 
Dziękuję za poświęcony czas, za komentarze i każde wyświetlenie! 

1 komentarz: