środa, 28 października 2015

Epilog

Kiedy tylko ją zobaczyłem nie mogłem uwierzyć własnym oczom. Przez ostatnie dni zarzekała się, że nie ma zamiaru pojawić się na moim meczu. Teraz siedziała razem z Zuzką na trybunach, które zawsze zajmowały dziewczyny i żony siatkarzy. Lilka promieniała. Była ubrana w koszulkę z moim nazwiskiem , na jej widok szeroki uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
Spotkaliśmy się wzrokiem, Lilka uśmiechnęła się do mnie szeroko i posłała mi buziaka, niestety musiałem zostać na boisku i rozgrzewać się razem z chłopakami więc przywitanie musiało poczekać.
- Lilka jednak przyjechała – rzuciłem do Krzyśka.
- O, to świetnie – powiedział i zerknął w stronę trybun dla VIP’ów, pomimo tego, że jej nie znał spostrzegł ją od razu bo siedziała w pierwszym rzędzie a ciążowy brzuszek opinała meczowa koszulka – mam nadzieję, że mnie przedstawisz – powiedział.
- No jasne, wiele ci zawdzięczamy – odpowiedziałem.
Spotkanie na całe szczęście wygraliśmy, czułem się świetnie ze względu na atmosferę jaka panowała w Spodku i ze względu na to, że na trybunach siedziała miłość mojego życia z moim synkiem w brzuszku. Oddaliłem się od chłopaków, którzy wciąż cieszyli się ze zwycięstwa aby móc spędzić chociaż chwilkę z Lilką.
- Zrobiłaś mi cudowną niespodziankę skarbie – powiedziałem ściskając moją ślicznotkę a potem lekko całując.
- Zaskoczyliśmy się co?
- Oj bardzo -  odpowiedziałem kładąc rękę na brzuchu mojej ukochanej. Udało mi się wyczuć kopnięcie Małego, uśmiechnąłem się szeroko.
- Antek też się za Tobą stęsknił – rzuciła Lilka patrząc mi w oczy.
- Antek?
- Nie podoba ci się? – spytała.
- Jest idealne – odpowiedziałem i złożyłem kolejny pocałunek na jej słodkich ustach.
- To po moim dziadku, zgadzasz się, żeby miał na imię Antoni?
- Zgadzam się na wszystko czego tylko chcesz. No chyba, że chciałabyś mi uciec – dodałem śmiejąc się na co Lilka pokazała mi język co było jej znakiem markowym.
- Mogę wam przeszkodzić? – usłyszeliśmy pytanie Krzyśka – chciałem wreszcie poznać Lilianę.
- Jasne, że możesz Krzysiu – odpowiedziałem kumplowi z zespołu – poznaj proszę moją słodką uciekinierkę, Lilii to jest najlepszy facet jakiego udało mi się spotkać dzięki powołaniu do kadry – uścisnęli sobie dłonie.
- Wiesz co mogłeś mnie postawić w trochę lepszym świetle – powiedziała Lilka z miną obrażonej dwulatki.
- Krzysiek był moim psychologiem na zgrupowaniu, więc zna sprawę.
- No nie zapominaj, że dzięki mnie obeszło się bez łomotu po twoim zniknięciu – dodał Igła.
- Czyli jesteśmy twoimi dłużnikami? – spytała Lilka z uśmiechem na twarzy.
- Poniekąd tak. Ale słyszałem, że świetnie gotujesz więc kilka obiadków i będziemy kwita – zaśmiał się.
- Wszystkie długi spłacam w posiłkach – odpowiedziała Lilii i spojrzała na mnie zapewne przypominając sobie, że  właśnie w taki sposób odpłacała mi się za mój „bohaterski” czyn.
- Ok, to datę jeszcze dogadamy – rzucił Ignaczak – nie będę wam już przeszkadzał, lecę do swojej rodzinki – rzucił i oddalił się od nas.
Staliśmy wtuleni w siebie – tylko tyle było nam teraz dane. Nie mieliśmy nawet szansy na odrobinę prywatności, z każdej strony otaczały nas tłumy, niektórzy nawet robili nam zdjęcia – to wszystko bardzo nam przeszkadzało ale nie mogliśmy liczyć na nic więcej, kolejny minus gry w reprezentacji. Teraz marzyłem tylko o tym, żeby znaleźć się w naszym mieszkaniu w Bełchatowie i cieszyć się swoją bliskością.
Lilii przyniosła ukojenie, jej obecność przynosiła ulgę sercu. Wiedziałem, że nigdy nie pozwolę jej znowu odejść, kochałem ją ponad życie, dała mi więcej niż mogłem chcieć. Dała mi swoją miłość za którą zamierzam jej dziękować do końca swoich dni.

3 miesiące później

- Już po wszystkim – usłyszałam głos mojego lekarza. – Ma pani pięknego, zdrowego synka, no i kawał z niego chłopa – zaśmiał się, tym samym wywołując uśmiech na mojej twarzy. Pomyślałam o Wronce, który z pewnością chciałby być tu razem z nami.
- Masz szczęście, że to już, myślałam, że dłużej nie dam rady – tym razem odezwała się Zuza, która cały czas była przy mnie.
- Mogę go zobaczyć? – udało mi się wyrzucić, wciąż byłam zmęczona i obalała ale równocześnie szczęśliwa.
- Proszę – powiedziała krótko położna podając mi moją kruszynkę. Antoś spoczął w moich ramionach a po policzkach popłynęły łzy. Mój skarb patrzył na mnie spod sennych powiek a ja czułam jak ogarnia mnie duma.
- Przystojniak – powiedziała Zuza zerkając na mojego synka – po wujku – dodała po chwili śmiejąc się a ja pokazałam jej język.
- Po tatusiu – szepnęłam muskając ustami czółko mojego królewicza – Zrób nam zdjęcie – powiedziałam a Zuza szybko spełniła moją prośbę.
*
- Karol gdzie jest mój telefon?! Chyba dostałem wiadomość! – Krzyczałem wzburzony,  w każdej chwili mogło okazać się, że Lilka urodziła a ten burak nawet nie starał się mi pomóc.
- Zrobiłeś tu taki burdel, to szukaj – rzucił ale po chwili podniósł się z łóżka aby mi pomóc. – Trzymaj – usłyszałem po chwili i złapałem lecący w moją stronę telefon.
Nie myliłem się słysząc sygnał przychodzącego smsa wiadomość nadesłała Zuzia. Kiedy ją otworzyłam z wrażenia opadłem na łóżko. Na zdjęciu Lilka z miłością przyglądała się naszemu synkowi. Wielki uśmiech wykwitł na mojej twarzy.
- Czemu się tak szczerzysz? – usłyszałem pytanie – Stało się coś? – dopytywał. Nie musiałem udzielać mu odpowiedzi, wystarczyło, że obdarzyłem go chwilowym spojrzeniem, załapał. – Stary gratulacje! – podbiegł do mnie i przyjacielsko poklepał po plecach a po tym, otworzył szeroko drzwi naszego spalskiego pokoju, aby zacząć wykrzykiwać – Ludzie Wrona jest ojcem! – Z moich oczu popłynęły łzy szczęścia. „Ciekawe” pomyślałem, odkąd ją poznałem zmieniłem się nie do poznania. Już nie mogłem doczekać się momentu kiedy wezmę Lilkę i Antka w ramiona.
 *
Udało mi się uzyskać dyspensę. Mknąc do Lilki i Antka uśmiecham się jak czubek. Już niedługo ich zobaczę. Szczerze nie mogę doczekać się dni kiedy będziemy już wszyscy razem w Bełchatowie. Myślę o Lilii – ta kobieta, pojawiając się tak niespodziewanie w moim życiu, dała mi więcej niż oczekiwałem. Gdyby ktokolwiek powiedział mi, że ta opryskliwa sąsiadka, zostanie mamą mojego syna, pewnie bym go wyśmiał.
Myślałem również o Antku, syna pragnie każdy mężczyzna, już wyobrażałem sobie jak za kilka lat, to z nim będę grał w siatkówkę, jak nauczę go jeździć na rowerze i wreszcie obchodzić się z kobietami. Chciałem jak najszybciej poznać życie rodzica. Wiedziałem, że nie będzie zawsze usłane różami ale pragnąłem zmierzać się z każdym trudem razem z moją Lilii. Chciałem żebyśmy wszyscy żyli w szczęściu, miłości, ciesząc się tym, że jesteśmy razem. Wiedziałem też, że nigdy nie dam ich skrzywdzić. Gdyby cokolwiek stało się, któremukolwiek z nich mnie samego dosięgnęłaby bezgraniczna pustka, raz ich straciłem, moje centrum wszechświata, nie zamierzałem nigdy więcej do tego dopuścić.
Czas spędzony w samochodzie napełniał mnie coraz większym zniecierpliwieniem. Chciałem przeskoczyć miejskie korki, każda minuta ciągnęła się w nieskończoność ale na reszcie po dwóch godzinach spędzonych w aucie znalazłem się pod Łódzkim szpitalem, z bukietem ulubionych róż Lilii wpadłem do budynku, poinstruowany i ubrany w „plastikowy szlafrok” znalazłem się na właściwym piętrze, przed właściwym pokojem.
Przez szybę w drzwiach mogłem ich obserwować, Lilii siedziała na szpitalnym łóżku tyłem do ściany, przez co nie mogła mnie zauważyć. W objęciach trzymała nasz mały skarb.
Uśmiech sam wkradł się na moją twarz, a oczy nabiegły łzami szczęścia, otworzyłem drzwi sali, usłyszała to i odwróciła się, napotkałem jej wzrok. Poczułem, że to właśnie przy nich znajduje się moje miejsce na Ziemi.
*
Stał w drzwiach z bukietem herbacianych róż. Moi mężczyźni byli przy mnie, z policzka spłynęła pojedyncza łza. Miłość – to był z pewnością klucz do szczęścia.
- Hej – zdołałam wyszeptać, gula rosnąca w gardle w każdej chwili mogła spowodować szaleńczy wybuch łez. Andrzej podszedł powoli do łóżka, tym razem nie odrywał wzroku od Antosia. Miłość w jego oczach i te radosne świetliki mówiły wszystko.
Po chwili znowu spoglądał w moje oczy, aby następnie złożyć lekki pocałunek na moich ustach.
- Lilii…- nie dokończył, łzy zaczęły spływać także po jego policzkach.
- Kocham cię – wyszeptałam a Antek lekko załkał, jakby chciał powiedzieć to samo.
- Ja też was kocham – odpowiedział i najdelikatniej jak tylko mógł chwycił nas w ramiona.
*
- Antoś, przyjmuj! – Zawołał Andrzej a nasz pięcioletni syn z zacięciem i skupieniem na twarzy złożył rączki do lecącej piłki.
Promienie słońca ogrzewały nasze twarze, od dwóch dni odpoczywaliśmy na zasłużonych wakacjach po wyczerpującym sezonie.
Leżąc na hotelowym leżaku bawiłam się obracając na palcu swoją obrączkę. Patrząc na Andrzeja każdego dnia, uświadamiałam sobie jak bardzo los był dla mnie przychylny. Pamiętam jak myślałam, że nic dobrego w życiu już mnie się spotka, jak marudziłam, że przyciągam same nieszczęścia. Potem zjawił się ON. Zmienił mnie i moje życie. Gdybym mogła dziękowałabym mu na każdym kroku, patrząc na moich mężczyzn czułam się przepełniona dumą i miłością. Moja ręka mimowolnie powędrowała do brzucha.
- Już niedługo Piotruś, ty też będziesz z nimi grał…
- Wszystko w porządku kochanie? – Nie zauważyłam kiedy Andrzej podszedł do mnie z Antkiem na rękach.
- Tak, tak, wszystko ok – odpowiedziałam z uśmiechem. Chłopcy przysiedli na moim leżaku, Andrzej podniósł jedną rękę i delikatnie otarł mi łzę z policzka. Nawet jej nie poczułam, łza szczęścia była potwierdzeniem mojego nastroju.
- Kocham się Andrzej, najbardziej na świecie. – Powiedziałam patrząc w jego oczy, tak samo błyszczące jak przy naszym pierwszym spotkaniu na klatce schodowej…
- Ja ciebie kocham bardziej Lilii, jestem większy – dodał i uśmiechnął się łobuzersko – Jesteście dla mnie wszystkim. 

Wreszcie udało mi się doprowadzić tę historię do końca, żegnam się ze światem siatkarskich blogów już na dobre. 
Mam nadzieje, że wszyscy ci którzy kiedykolwiek czytali to bądź moje drugie opowiadanie, pomimo napsutych przeze mnie nerwów, będą mile wspominać pewną Anie S, która próbowała swoich sił w "pisaniu" i która bez granic kocha siatkówkę <3 
Dziękuję za poświęcony czas, za komentarze i każde wyświetlenie! 

poniedziałek, 13 lipca 2015

Rozdział 22

Pomimo tego, że tęskniłam okropnie chyba do końca nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo brakowało mi tego wielkoluda. Do drugiej w nocy nadrabialiśmy stracone miesiące. Siedząc i zajadając się lodami, które kupił środkowy na moją prośbę. Rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym.
Andrzej mocno przejął się moją chwilową niedyspozycją więc nie mogłam nawet ruszyć palcem w mieszkaniu – Wrona kazał mi odpoczywać, przez co sam musiał się wszystkim zająć. Udało mu się ogarnąć moje mieszkanie choć muszę przyznać, że sama zrobiłabym to sto razy lepiej.
- Myślałaś o mnie przez ten czas? – zapytał kiedy siedzieliśmy razem na kanapie w salonie.
- Nie było dnia żebym o tobie nie myślała – odpowiedziałam szczerze patrząc w jego niebieskie oczy.
- Lilii obiecasz mi coś? – zapytał.
- Nie wiem czy mogę tak z góry coś obiecać – uśmiechnęłam się do Andrzeja.
- Musisz, musisz obiecać – naciskał.
- Ok, skoro muszę…
- Obiecaj, że już nigdy mnie nie opuścicie, ty i Mały…
- Obiecuję – powiedziałam.
Spędziliśmy jeszcze trochę czasu w ciszy. Tym razem nie była krępująca tylko naturalna. Znów czułam się jak kiedyś, kiedy leżałam w jego ramionach w których nie dotykały mnie żadne troski. Teraz siedzieliśmy blisko siebie – nie wtuleni ale ta bliskość wystarczyła żebym wiedziała gdzie jest moje miejsce na Ziemi.
*
Znowu byli przy mnie. Ona – najpiękniejsza kobieta na świecie, moja miłość, moje życie. On – mój synek, który miał przyjść na świat już za trzy miesiące, mój mały skarb – owoc naszej miłości.
Czułem się tak jakbym dostał nowe życie, kolejną szansę, której nie mogłem zmarnować. Ta dwójka była dla mnie wszystkim, kiedy odeszli czułem się tak jakby nic już nie było. Gdyby nie nadzieja na jej powrót, niemiałbym nawet siły by każdego ranka wstawać z łóżka.
Teraz ona siedziała blisko mnie. Czułem ciepło bijące od jej ciała, miała przymknięte oczy – najwyraźniej wrażenia z całego dnia dały jej się we znaki i teraz odeszła w krainę snu. Na jej twarzy gościł lekki uśmiech, była spokojna. Postanowiłem zanieść ją do sypialni bo kanapa nie była odpowiednim miejscem do spania dla kobiety w ciąży, dla mojej kobiety. Najdelikatniej jak tylko potrafiłem przeniosłem Lilkę i okryłem ją kocem. Przysiadłem przy łóżku aby wciąż przy nich być i aby móc ją obserwować – zawsze lubiłem to robić. Pozwoliłem sobie nawet na lekkie dotknięcie jej policzka, tęskniłem za tymi wszystkimi godzinami spędzonymi na wspólnych pieszczotach ale najbardziej złakniony byłem jej pocałunków. Jej słodkie, miękkie wargi prosiły o to. Nie dałem rady, pragnienie wzięło górę – musnąłem jej wargi swoimi. Ten gest wybudził moją księżniczkę ze snu. Przez chwilę wpatrywała się we mnie aby następnie przyciągnąć mnie do siebie. Szukaliśmy wzajemnie swoich ust, złaknieni i stęsknieni. Ten pocałunek wydawał się nie mieć końca.
- Zostań przy mnie – powiedziała kiedy oderwaliśmy się od siebie – na zawsze.
- Na zawsze – obiecałem mojej królewnie kładąc się przy niej – Kocham cię – dodałem.
- Ja ciebie też Andrzej – wyszeptała po czym ponownie zasnęła.
*
Obudziłam się w jego ramionach, czułam się bezpieczna, potrzebna i kochana. Andrzej od tamtego pamiętnego wieczoru we wrześniu stał się dla mnie najważniejszą osobą . Byłam najszczęśliwszą kobietą na świecie, znowu byliśmy razem. Znowu mogłam mieć w ramionach cały mój świat. Złożyłam lekki pocałunek na policzku środkowego, potem kolejny i następny.
- Nie miałem takiego cudownego poranka od kilku miesięcy – powiedział uśmiechając się do mnie.
- Nie musiałeś tego mówić – powiedziałam tracąc humor – wciąż mam wyrzuty sumienia.
- Lilka, może to nam było pisane… Taka rozłąka. Utwierdziliśmy się tylko w przekonaniu, że nie potrafimy bez siebie żyć.
- Dobrze, że chociaż ty w tym związku potrafisz znaleźć dobre strony w każdej sytuacji.
- Ktoś musi – stwierdził po czym pocałował mnie w czubek głowy.
- Dziękuję – powiedziałam i mocniej wtuliłam się w siatkarza – Dziękuję ci za to, że jesteś – dokończyłam myśl.
- To ja ci dziękuję Lilii, wróciliście do mnie, to była najcudowniejsza rzecz jaka mnie spotkała. Ty jesteś osobą, która daje mi największe szczęście, najpierw zdecydowałaś się na związek z siatkarzem co absolutnie przeczyło twoim ideą – tu się zaśmiał – potem dałaś mi szczęście będąc przy mnie, a niedługo zostaniemy rodzicami. Jesteś moim aniołem, kocham cię najmocniej na świecie.
Po tym wyznaniu po moim policzku popłynęły łzy. Leżałam wtulona w Andrzeja i myślałam o tym co nas czeka. Już niedługo na świat przyjdzie nasz synek. Zastanawiałam się jak to wszystko będzie wyglądać, jak dalej potoczy się nasza historia…
Po jakiejś godzinie leniuchowania wstaliśmy żeby przygotować razem śniadanie. Na nasze nieszczęście lodówka była pusta więc musieliśmy zrobić małe zakupy. Wyszliśmy razem z Biszkoptem do pobliskiego marketu. Wrona oczywiście chciał żebym została w mieszkaniu, w jego mniemaniu powinnam cały czas leżeć. Po jakimś czasie wracaliśmy do mieszkania – miałam z tego niezły ubaw bo Andrzej uparł się, że nie mogę się przemęczać przez co nie mogłam nawet prowadzić Biszkopta.
Siatkarz prowadził rozbrykanego psa trzymając w dłoniach reklamówki po brzegi wypakowane jedzeniem i chemią – wyglądał naprawdę komicznie.
Po śniadaniu, które wyglądało tak jak kiedyś – Wrona przeszkadzał mi w przygotowaniu posiłku obdarowując moją szyję pocałunkami – przyszedł czas pożegnania.
- Będziemy za tobą tęsknić – mówiłam stojąc z Wroną na parkingu.
- A ja będę tęsknić za wami. Obiecaj mi, że nie znikniesz – rzucił Andrzej całując mnie na pożegnanie.
- Nie zniknę – przyrzekłam – będę na ciebie czekać.
Patrzyłam jak mój mężczyzna odjeżdża, cieszyłam się, że wszystko wróciło do normy ale było mi także smutno – znowu musieliśmy się rozstać. Tym razem jednak wiedziałam, że za jakiś czas znów będziemy mogli się spotkać a potem już zawsze być razem.
Wróciłam do swojego mieszkania, zabrałam Biszkopta i udałam się do Toscany. Na miejscu zastałam całą ekipę.
- I jak? – zapytała Zuzka i posłała mi znaczące spojrzenie.
- Cóż… Znowu jesteśmy razem – powiedziałam a moja przyjaciółka uśmiechnęła się szeroko słysząc tą nowinę.
- Nawet nie masz pojęcia jak się cieszę, tym bardziej, że wiem co on przeżywał, no i oczywiście ty… Przynajmniej się szczęśliwie skończyło.
- Dziękuję ci za pomoc.
- Od tego ma się przyjaciół – powiedziała i uścisnęła mnie lekko – A jak się ma mój kochany chrześniak?
- Dzisiaj nie rozrabia – powiedziałam i przyłożyłam rękę do brzuszka – wczoraj to chyba dzięki Antkowi tak to się wszystko ułożyło…
- Antkowi? Wybraliście już imię?
- Ja wybrałam – uśmiechnęłam się do przyjaciółki – Wrona musi je zaakceptować.
- Zrobi dla ciebie wszystko – powiedziała – dobrze, że wróciłaś – dodała a ja tylko się uśmiechnęłam.
*
Wróciłem do Szczyrku. Na miejscu obyło się bez gadania – okazało się, że Igła dość porządnie przedstawił moją sytuację.
- Stary nie wiem jak ci dziękować – powiedziałem spotykając kumpla w stołówce.
- To była przyjemność pomóc. Powiedz chociaż czy udało ci się coś zdziałać?
- Wróciliśmy do siebie – powiedziałem szeroko się przy tym uśmiechając ponieważ wciąż nie mogłem uwierzyć w swoje szczęście.
- No to świetnie – powiedział przyjacielsko klepiąc mnie po ramieniu – gratulacje. A jak Lilii się czuję wszystko ok?
- Tak, wczoraj dostała tylko jakieś skurcze, to podobno nic poważnego ale i tak postanowiłem  z nią zostać. Ogólnie Mały rozwija się prawidło, wszystko jest ok, ale i tak chciałbym teraz być z nimi a nie siedzieć tu.
- Świetnie cię rozumiem, rozłąka z rodziną to największy minus tego wszystkiego.
Dni mijały. Codziennie jak najwięcej czasu spędzałem wisząc na telefonie, chciałem cały czas być na bieżąco. Lilii zapewniała mnie, że wszystko u nich w porządku i że Zuzia im pomaga co mnie uspakajało.  
- Jutro pewnie nie będziesz dzwonił? – pytała kiedy rozmawialiśmy przeddzień naszego meczu z Włochami w Katowickim Spodku.
- Rano pewnie zadzwonię, jesteś pewna, że nie dasz rady przyjechać? – pytałem zawiedziony bo Lilii stwierdziła, że wyprawa do Katowic w jej stanie to nie jest dobry pomysł.
- Nie wiem czy chcesz oglądać takiego wieloryba na trybunach – zaśmiała się – inne dziewczyny pewnie będą się ślicznie prezentować, tylko ja będę wyglądała jak beczka – dodała.
- Ale za to jaka piękna beczka – odpowiedziałem Lilce śmiejąc się.
- No wiesz co, powinieneś mi powiedzieć, że wcale nie wyglądam grubo.
- Wiesz jak dla mnie, jesteś idealna kochanie. To jak przyjedziesz jutro z Zuzką?
- Nie Andrzej, przepraszam ale boję się jak to zniosę.
- No dobrze rozumiem w takim razie ja postaram się jak najszybciej do was wracać – powiedziałem – Kocham was – dodałem.
- My ciebie też – odpowiedziała Lilka i rozłączyła się a ja pobiegłem na trening.

Kolejna nieobecność, przepraszam za to ale prawda jest taka, że nie mam na nic czasu a i do tego bloga zapału niestety brak, to już ostatnie dodawane rozdziały, skończę go wcześniej i inaczej niż zakładałam ale trzeba się z tym pogodzić, pozdrawiam, jeśli ktoś to jeszcze czyta.

poniedziałek, 25 maja 2015

Rozdział 21

Przed rozdziałem słowo wyjaśnienia, namnożyło się trochę spraw, brak czasu, sporo zajęć. Wybaczcie. To nie miało tak wyglądać, przepraszam za tak długą nieobecność, mam nadzieje, że wciąż zaglądacie. Miłego czytania...

Maj… Wszystko rozkwita, Polska tętni życiem. Wracam do NIEGO, z mojej twarzy nie schodzi uśmiech, już niedługo spotkam moich przyjaciół ale pewnie nie
Andrzeja.
Podobno jest teraz na zgrupowaniu w Szczyrku, więc na spotkanie będę musiała poczekać jeszcze kilka tygodni.
Kiedy usiadałam za kierownicą swojego samochodu poczułam euforię, już niedługo miałam znowu znaleźć się w Toscanie, za którą tak tęskniłam, za chwilę spotkam moich przyjaciół, którzy pomimo mojego zachowania nie opuścili mnie i pomagali w potrzebie.
Po ponad godzinie jazdy znalazłam się na parkingu mojej restauracji. Pomimo zmęczenia po podróży cieszyłam się ogromnie na widok znajomych budynków. Zabrałam Biszkopta i razem weszliśmy do mojego królestwa, które zostawiłam na pięć miesięcy. Za barem stała Hania, uśmiechnęłam się szeroko na jej widok.
- Cześć – przywitałam się niepewnie.
- Lilka nareszcie! – krzyknęła i wybiegła do mnie zza baru, przytuliła mnie mocno i ucałowała – Strasznie ci się przytyło! – zaśmiała się i posłała mi znaczące spojrzenie – pójdę zawołać Zuzię i Pabla – powiedziała i ruszyła do kuchni.
Spotkania z Zuzką obawiałam się najbardziej, pomimo tego, że rozmawiałyśmy ze sobą normalnie moja przyjaciółka miała do mnie żal o to, że nie wysłuchałam Wrony.
Po minucie Zuzka i Pablo pojawili się na sali. Lekki uśmiech – tylko do tego byłam teraz zdolna ponieważ rozpłakałam się jak dziecko na widok mich przyjaciół.
- Wróciła córka marnotrawna – rzuciła Zuza po czym mocno mnie przytuliła, jej policzki również były mokre od łez.
- Tak tęskniłam… - udało mi się wyrzucić z siebie szlochając.
- Ja też Lilka, ja też…
- Tak mi głupio, że cię nie słuchałam.
- Dobrze, że chociaż się do tego przyznajesz.
- Marcelina u mnie była – Zuzka posłała mi pytające spojrzenie.
- Przyznała się do wszystkiego, wiem, że skłamała.
- To dobrze – powiedziała i ponownie mnie przytuliła – może musiałaś usłyszeć to z jej ust żeby uwierzyć.
- Może… To nie zmienia faktu, że jest mi wstyd, zachowałam się jak jakaś skończona kretynka.
- Lilka, nikt nie może mieć do ciebie o to żalu, fakt, mogłaś wrócić wcześniej ale dobrze, że w ogóle wróciłaś i że wszystko się wyjaśniło.
- Jak ja mu teraz spojrzę w oczy? – zapytałam moją przyjaciółkę.
- Wiesz, że on wciąż cię kocha… - stwierdziła a ja lekko się uśmiechnęłam na myśli o siatkarzu.
- Wiem – odpowiedziałam – Możemy iść do mnie? – zapytałam.
- Jeśli chcesz.
- Chcę, chodźmy.
Po chwili rozmowy z Pablem wyszłyśmy z Toscany, wsiadłyśmy do auta i ruszyłyśmy do mojego mieszkania.
*
„Wróciła” to jedyne słowo przysłane przez Zuzkę w smsie, jedyne słowo, które wywołało wielką euforię. Moja Lilii wróciła! Jest w Bełchatowie! A ja tkwię na zgrupowaniu… „Gdzie jest?” – zapytałem. „Jesteśmy razem w jej mieszkaniu. Przyjedź”
- Krzysiek! – zawołałem kumpla.
- Co jest?
- Wyjeżdżam na jakiś czas, błagam powiedz sztabowi, że to ważna rodzinna sprawa.
- Lilka? – zapytał Igła bo doskonale znał moją sytuację
- Tak, wróciła! – odpowiedziałem uradowany.
- To jedź do niej jak najszybciej – powiedział ze szczerym uśmiechem na twarzy.
- Ok, ok już jadę – odpowiedziałem i pognałem w stronę swojego samochodu. Siadając za kierownicą napisałem jeszcze Zuzi o tym, że wyjeżdżam. Dziewczyna odpisała: „Zostanę u niej. Jak będziesz pod blokiem daj znać, ulotnię się”. Nie wierzyłem w to wszystko, Liluś wróciła a ja gnałem jak szalony do Bełchatowa, musiałem wreszcie się z nią spotkać, z nią i moim synkiem, za którym również mocno tęskniłem. Trzy godziny spędzone w drodze i ogromnej radości wystarczyły na dojechanie do Bełchatowa, podejrzewałem, że udało mi się  w między czasie złamać kilka przepisów drogowych ale to nie miało znaczenia. Już za chwilę miałem znowu ujrzeć moją miłość.
„Jestem pod blokiem”
*
Gadałyśmy z Zuzką kilka godzin, cieszyłam się bo pomimo tak długiej rozłąki wszystko było jak dawniej. Zuza była zakochana, Kłos zakręcił jej w głowie, cieszyłam się ich szczęściem.
Tematów do rozmowy były tysiące – od mojego samopoczucia,  przez opowiadania o tym co robiłam w Kanadzie po planowanie najbliższych dni. Zuza oczywiście zostanie matką chrzestną mojego syna więc postanowiła, że chce towarzyszyć mi w każdych zakupach dotyczących wyprawki. Rozmawiałyśmy także sporo o tym co jest teraz między mną i Andrzejem. Przyjaciółka opowiadała mi o tym jak Wrona przeżywał rozstanie – po każdej takiej opowieści czułam się coraz gorzej, było mi głupio, że przeze mnie chłopak tak cierpiał ale ja również nie zniosłam najlepiej ostatnich miesięcy. Po kilku godzinach Zuza postanowiła, że już sobie pójdzie.
- Do jutra – powiedziałam żegnając się z przyjaciółką.
- Pa, pa, trzymajcie się – pożegnała się z uśmiechem. Zamknęłam za nią drzwi i ruszyłam do salonu, nie zdążyłam jednak przejść nawet połowy drogi kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Wróciłam się aby je otworzyć.
- Czego zapo… - nagle odebrało mi mowę.
- Cześć – powiedział i lekko się uśmiechnął. Na widok Andrzeja oniemiałam, nie spodziewałam się go tutaj.
- Nie powinieneś być na zgrupowaniu? – zapytałam dla pewności.
- Powinienem, urwałem się bo Zuza napisała mi o twoim powrocie.
- Aaa więc to z tobą tak pisała… Wejdź – zaprosiłam środkowego do mieszkania.
Usiedliśmy razem w moim salonie, który niestety nie powalał czystością przez moją nieobecność.
- Jak się czujesz? – zapytał Wrona po chwili krępującej ciszy.
- Dobrze, wszystko przebiega tak jak powinno, Mały prawidłowo się rozwija więc jestem spokojna.
 - To cudownie – odpowiedział jakby lekko zamyślony, przyglądając się mojemu brzuszkowi.
- Andrzej ja… powinnam cię przeprosić. Jest mi wstyd za to jak się zachowałam…
- Lilii nie mam do ciebie pretensji, szkoda tylko, że nie pozwoliłaś mi od razu dojść do słowa.
- Wiem, zachowałam się jak wariatka…
- Miałaś prawo, ja też pewnie bym się zdenerwował gdybym usłyszał coś takiego.
- Byłam w Kanadzie u mamy…
- Myślałem, że we Włoszech – przerwał mi siatkarz.
- Skłamałam, nie chciałam żebyście wiedzieli, musiałam być sama. Kilka dni temu pojawiła się tam też Marcelina. Przyznała się do kłamstwa.
- Była nam to winna – podsumował – Dobrze, że usłyszałaś to od niej.
- Dzięki temu wróciłam – powiedziałam i spojrzałam w jego niebieskie tęczówki, które tak kochałam.
- Lilii co teraz? – zapytał – Co z nami?
- Nie wiem Andrzej. To wszystko jest takie dziwne…
- Lilka ja wciąż cię kocham – powiedział patrząc mi w oczy – kocham jak wariat.
Uśmiechnęłam się do niego słysząc te słowa a po moim policzku popłynęła pojedyncza łza – tylko pytanie czy ty wciąż kochasz mnie?
-Nie umiałabym przestać cię kochać – odpowiedziałam patrząc mu w oczy – Ale teraz Andrzej jest jeszcze za wcześnie, ostatnio tyle się wydarzyło…
- Rozumiem Lilii, pamiętaj że zawsze będę na ciebie czekał, na was.
Wyjaśnienie wszystkiego przyniosło ulgę. Teraz sytuacja była jasna, wciąż kochałam Andrzeja  a on nie wyobrażał sobie życia beze mnie.
Czułam, że chcę znowu znaleźć się w jego ramionach ale także wiedziałam, że to wszystko dzieje się zbyt szybko. Andrzej był na pewno mężczyzną mojego życia ale czy te podejrzenia i fakt, że tak szybko uwierzyłam  w zdradę nie popsuł tego co było między nami?
- Powinienem już jechać – powiedział nagle i skierował się do wyjścia – zerwałem się, nie powiadamiając nikogo ze sztabu, pewnie urządzą mi niezłą pogadankę jak wrócę.
- Może nie powinieneś był przyjeżdżać? – zapytałam czując się odrobinę winna za zachowanie Wrony.
- Musiałem się z tobą zobaczyć – powiedział jakby zawstydzony – chciałem też zobaczyć jak Mały – uśmiechnął się i kolejny raz spojrzał z czułością na mój ciążowy brzuszek.
- Z nami wszystko w porządku – powiedziałam ale w tym momencie stało się coś co zaprzeczyło temu stwierdzeniu. Poczułam  okropny ból spowodowany skurczem. Był tak nagły, że osunęłam się na stojącą w przedpokoju szafkę.
- Lilka co jest?! – pytał Andrzej doskakując do mnie w mgnieniu oka.
- To skurcz – odpowiedziałam mu z grymasem na twarzy bo ból wciąż mi doskwierał.
- Chodź zawiozę cię ko lekarza.
- Nie, nie zaraz przejdzie, spokojnie.
- Lilii... – Wrona był mocno zdenerwowany moim stanem.
- Uspokój się, już jest lepiej – powiedziałam lekko gładząc brzuszek.
- Na pewno? Może jednak zawiozę cię do lekarza? – nalegał.
- Nie – powiedziałam i w tym samym momencie poczułam lekkie kopnięcie. Uśmiechnęłam się – Kopie… - Andrzej spojrzał na mnie.
- Mogę? – zapytał patrząc mi w oczy.
- Jasne – odpowiedziałam i położyłam jego dłoń w miejscu w którym przed chwilą poczułam naszego synka.
Po chwili oczy środkowego rozbłysły jak gwiazdki a na ustach pojawił się cudowny uśmiech. Po raz pierwszy poczuł obecność swojego syna.
- Chyba się za tobą stęsknił – powiedziałam spoglądając na siatkarza.
- Pewnie tak samo jak ja za nim – odrzekł i zaczął lekko gładzić mój brzuch.
- Chyba powinieneś wracać – powiedziałam po pewnym czasie.
- Nie Lilii teraz cię nie zostawię, nie możesz być sama, co jakby ci się coś stało?
- Andrzej to nie było nic wielkiego, możesz wracać, nie chcę żebyś miał przeze mnie problemy.
- A ja chcę się wami zaopiekować, przynajmniej dziś. Zostaję.

Mam nadzieje, że rozdział się podoba, komentarze miło widziane! Do następnego :*