sobota, 28 czerwca 2014

Rozdział 4


Co jest nie tak z siatkarzami? O co jej chodzi? Ona mnie tylko zwodzi czy serio nie ma chęci mnie poznać? Czy ze mną jest coś nie tak? Może w ogóle powinienem przestać o niej myśleć? Tak by było dla mnie lepiej, ale z każdym kolejnym razem kiedy ją widzę, coraz trudniej jest mi przestać. W drodze do mieszkania Karola wciąż myślałem o tej „Rudej Złośnicy”. Była trochę zbyt wyniosła, ale w sumie miało to swój urok. Co zrobić żeby ją do siebie przekonać? Co zrobić żeby zmieniła zdanie?
Po kilkunastu minutach spaceru byłem już u Kłosa.
- Siema chłopaki – przywitałem się z Włodarczykiem i Kłosem wchodząc do mieszkania.
- Hejo Wrona – powiedział Karol, który leżał rozłożony na kanapie w salonie.
- Co oglądamy? – zapytałem kumpli wygodnie rozsiadając się na fotelu.
- Pewnie jakiś meczyk – odparł Włodi i zaczął skakać po kanałach.
- Jak tam twoja piękna sąsiadeczka? – zapytał mój przyjaciel z czasów „Metra”.
- Wciąż nieposkromiona – odpowiedziałem.
- O kim wy w ogóle mówicie? – zapytała niedoinformowany Wojtek.
- O takiej jednej... – powiedziałem zrezygnowany.
- Uuu Wronka widzę, że chyba Lilka mocno zaczyna zakręcać ci w głowie – skwitował Kłos podnosząc swój tyłek z kanapy po kolejną butelkę  piwa– musisz po prostu dać sobie więcej czasu, dasz radę wierze w ciebie.
 - No wiem, że trzeba czasu, ale dla niej to chyba zwykłe „cześć” jest wysiłkiem. Wiesz co mi dziś powiedziała? Powiedziała, że nie przepada za siatkarzami.
- Wow to nieźle. Coś zrobił, że tak powiedziała? – dopytywał się Włodi.
- No właśnie nic – odpowiedziałem – może kręciła z jakimś bełchatowskim skoro tu mieszka? – zastanawiałem się głośno.
- To możliwe bo skądś ją kojarzę – powiedział Karol – ale wiesz to nie zmienia faktu, że próbować musisz dalej – zachęcał.
- Poddać to się łatwo nie poddam – odparłem z szerokim uśmiechem.
- I takie właśnie podejście mi się podoba – powiedział Kłos i poklepał mnie po ramieniu. 
*
Wróciłam do domu po godzinie. Uwielbiałam ten nasze wieczorne spacery, uwielbiałam moją codzienną rutynę i sama się sobie dziwiłam – jak kiedyś mogłam kochać zupełnie inne życie? Wszystko zmieniło się pięć lat temu. Moje dotychczasowe wartości legły w gruzach, cały mój idealny świat nagle się zawalił. Oczywiście wszystkie przeszkody, wydarzenia i osoby które stanęły na mojej drodze odmieniły mnie. Wiem, że przez to wszystko co miało wtedy miejsce ucierpiał mój naturalny entuzjazm dla otoczenia ale dzięki tamtym wydarzeniom zaczęłam inaczej patrzeć na moje dotychczasowe jestestwo. Pojęłam co tak naprawdę powinno się dla mnie liczyć i co powinnam bezpowrotnie z mojego życia usunąć. Teraz na mojej drodze stanęła kolejna przeszkoda, którą musiałam albo spróbować obejść albo pokonać albo najnormalniej w świecie się jej poddać. Moją kolejną przeszkodą był niepozorny sąsiad. Widziałam to jak bardzo stara się zwrócić moją uwagę i nawiązać chociaż lekką znajomość z nieugiętą dziewczyną spod czternastki. Było mi go nawet odrobinę szkoda bo chyba sam nie wiedział w co się pakuje. Wiedziałam też, że prędzej czy później po prostu się zniechęci, zacznie mieć dość mojego zachowania i wreszcie da za wygraną. Byłam uparta w swoim postanowieniu, nie mogłam ulec chwili. Andrzej na pewno mną nie zawładnie – myślałam.
- To ty Lilka? – krzyknęła Zuza z salonu gdy usłyszała otwierające się drzwi.
- Tak – odpowiedziałam i przekręciłam zamek – zjesz coś? – spytałam gdy znalazłam się w salonie.
- Nie dzięki, właśnie skończyłam omlet – wskazała ręką talerz, który stał na stoliku – Czemu cię tak długo nie było?
- Musiałam trochę pomyśleć – odpowiedziałam przysiadając na oparciu kanapy.
- A o czym tak myślałaś co? – znowu spytała moja przyjaciółka.
- Myślałam o sobie i swoim trudnym charakterze – uśmiechnęłam się do niej – Czasem głupio mi, że tak ich wszystkich od siebie odtrącam ale…
- Lilka nie dziwię ci się – przerwała mi – faceci cholernie cię skrzywdzili i to ci na których najbardziej ci zależało. To wszystko cię zmieniło. Jak człowieka spotykają takie rzeczy to naturalne jest, że prędzej czy później coś w jego charakterze się zmieni. Niektórzy na twoim miejscu pewnie mocno by się załamali, ty się nie poddałaś dlatego teraz jesteś tu gdzie jesteś. Jesteś po prostu silną kobietą, która sama radzi sobie z problemami i na razie nie szuka szczęścia w miłości – dodała uśmiechając się do mnie lekko. Byłam jej wdzięczna za to, że jest. Poznałyśmy się z Zuzą  zaraz po tym jak przeprowadziłam się do Łodzi. Od początku nawiązała się między nami silna relacja. Byłyśmy sobie jak siostry w każdej chwili nieprzerwanie od czterech lat. Ta dziewczyna znała mnie na wylot. Wiedziała czym spowodowane jest moje takie a nie inne zachowanie. Zawsze wszystko tolerowała, a mi udzielał się jej niepoprawny optymizm. Dzięki niej stopniowo zaczęłam podnosić się z dołka.
Poznałyśmy się na studiach w Łodzi – to właśnie tam przeprowadziłam się z Warszawy mojego rodzinnego miasta. Wyjechałam tam ponieważ potrzebowałam jakiejś zmiany, wybrałam filologię angielską na tamtejszym uniwersytecie. Na pierwszym roku spotkałam Zuzannę Marzec. Od razu przypadłyśmy sobie do gustu, tak zaczęła się nasza przyjaźń.
- Dziękuję – powiedziałam a ona spojrzała na mnie i lekko się uśmiechnęła.
- Wiesz, że możesz zawsze na mnie liczyć – podsumowała i wróciła do oglądania serialu a ja podreptałam do kuchni. Najpierw nakarmiłam mojego psa a dopiero po tym zabrałam się za robienie kolacji dla siebie, usmażyłam dwa naleśniki polałam je sosem malinowym i posypałam borówkami. Z talerzem wróciłam do salonu.
- Ale mi zrobiłaś ochotę – zaśmiała się Zuzia zerkając na mój talerz.
- Chcesz jednego? – zapytałam.
- Nie dzięki, nie chcę się do końca roztyć w tej chandrze.
- Ok, jak chcesz – powiedziałam i zaczęłam zajadać się swoimi naleśnikami – Ty wiesz kogo spotkałam jak wychodziłam? – nie wytrzymałam i zaczęłam mówić.
- Uroczego siatkarzyka? – spytała rozbawiona.
- Tak, uroczego siatkarzyka – przytaknęłam – zaprosił mnie na parapetówkę – dokończyłam swoją myśl.
- Co?! – krzyknęła z wielkim uśmiechem na twarzy.
- To co słyszałaś.
- A ty oczywiście się zgodziłaś?
- A ja oczywiście odmówiłam – odpowiedziałam.
- Lilii chyba sobie kpiny urządzasz? Dlaczego nie chcesz tam iść?
- Bo go nie znam? 
- No to go poznasz. Widać, że fajny z niego facet – dodała.
- A ty wywnioskowałaś to po pierwszym spotkaniu tak?
- Tak – odpowiedziała uśmiechnięta – idź do niego w tej chwili i powiedz, że jednak przyjdziesz.
- Zwariowałaś, nie pójdę do niego to po pierwsze a po drugie nawet jakbym chciała to jego chyba nie ma.
- Jak chcesz to ja mogę iść i to sprawdzić – zaśmiała się – powiem mu, że zmieniłaś zdanie.
- I tak nigdzie nie pójdziesz.
- A chcesz się przekonać? – spytała podnosząc się z miejsca.
- Nie, nie chcę. Wiem, że ty byłabyś zdolna do złożenia mu wizyty, ale ja jestem zupełnie inna. Jeśli już mam się zaprzyjaźnić z tym facetem to wolę zrobić to po swojemu. 


Wakacje, wakacje, wakacje - ale nie ma się z czego cieszyć :(
Oddaję Wam kolejny rozdział, mam nadzieje, że się spodoba. Kolejny już w sobotę, czytajcie, komentujcie i wypoczywajcie :* Pozdrawiam!

sobota, 21 czerwca 2014

Rozdział 3


Dzwonek. Otworzyłam drzwi. Stała w nich zapłakana Zuzia z opuchniętymi oczami i z brudnymi od tuszu policzkami. Wpuściłam ją do środka i pierwsze co zrobiłam to mocno objęłam moją przyjaciółkę.
- Co się stało? – zapytałam wciąż trzymając ją w objęciach.
- Damian…  - odpowiedziała krótko.
- Ale co zrobił? – wciąż drążyłam temat prowadząc Zuzę do salonu, usiadłyśmy razem na kanapie. Dziewczyna spojrzała mi w oczy i zaczęła opowiadać:
- Wróciłam do domu, stał przed drzwiami, czekał na mnie. Ucieszyłam się bo miał przyjechać dopiero w przyszłym tygodniu – przerwała opowieść żeby otrzeć łzy – powiedział, że nie wejdzie do środka i że przyjechał się pożegnać. Pomyślałam, że w końcu zgodził się na ten staż no i wiesz ucieszyłam się bo to duża rzecz. A on powiedział, że żegna się już na zawsze, że poznał kogoś. Lilii dlaczego? – zapytała wybuchając płaczem – Najpierw rodzice teraz to.
- Zuzia kochanie, on jest frajerem. Skończonym dupkiem nie wartym takiej dziewczyny jak ty – odpowiedziałam przyjaciółce.
- Ale Lilka mam wrażenie,  że całe zło tego świata spotyka tylko nas – wybuchła.
- Zuzka nie przesadzaj, ludzie mają gorzej, a my mamy siebie, ja cię nigdy nie zostawię, dobrze o tym wiesz.
- Wiem, ale myślałam, że on mnie kocha- po raz kolejny wybuchła płaczem.
- Ja cię kocham – powiedziałam.
Siedziałyśmy w milczeniu kilka godzin. Zuzia cicho szlochała a ja machinalnie gładziłam ją po ramieniu powtarzając, że jeszcze będzie dobrze. W końcu zgodziła się przejść do mojej sypialni położyła się a ja przykryłam ją kocem. Zasnęła, a ja położyłam się na kanapie, zdecydowałam że jutro zorganizuje nam jakieś rozrywki żeby choć przez chwilkę zapomniała o tym co się stało. Pablo musiał sam sobie poradzić.
Obudziłam się rano cała obolała - kanapa to z pewnością nie jest idealne miejsce do spania. Wstałam i podreptałam do sypialni sprawdzić co z Zuzą. Leżała wtulona w skrawek koca. Wyglądała jak siedem nieszczęść.
- Przepraszam.
- Za co? – zapytałam siadając przy niej.
- Że tak ci się zwaliłam na głowę.
- Zuzia wiesz, że do mnie możesz przyjść o każdej porze dnia i nocy a ja ci zawsze pomogę – mówiłam głaszcząc ją po włosach.
- Wiem i dziękuję – uśmiechnęła się do mnie lekko.
- Może pójdziesz się teraz wykąpać a ja zrobię jakieś śniadanie – zaproponowałam.
- Ok – powiedziała i skierowała się do łazienki.
Podczas kiedy Zuzia brała kąpiel ja zadzwoniłam do Pabla i poprosiłam żeby dzisiejszy dzień sam spędził w Toscanie. Wytłumaczyłam mu co się stało. Bardzo się przejął i przystał na moją prośbę. Ten chłopak tak samo jak Zuzia był dla mnie ważny, był moim przyjacielem, na nim też zawsze mogłam polegać. Skończyłam rozmowę i zajęłam się przygotowaniem śniadania. Niestety Biszkopt nie dał mi w spokoju zjeść, za bardzo spieszyło mu się na poranny spacer. Nałożyłam na siebie krótkie spodenki oraz koszulkę i wyszłam z mieszkania. Miałam tylko nadzieję, że nie spotkam nikogo znajomego, bo nie zdążyłam nawet porządnie uczesać włosów.
Wróciliśmy do mieszkania po dwudziestu minutach. Zuzia siedziała nad sałatką i gmerała w niej widelcem.
- Nie ładnie bawić się jedzeniem – powiedziałam z uśmiechem.
- Nie mam na nic ochoty.
- Jedz tą sałatkę i wychodzimy.
- Nie chce mi się – marudziła.
- Ale mi się chce, zrozumiano? Jedziemy na zakupy – zarządziłam.
- Lilii zrozum, że nie mam na to ochoty. Jak chcesz to jedź sama – powiedziała i schowała twarz w dłoniach.
- A na co masz ochotę? – zapytałam siadając przy niej.
- Najchętniej położyłabym się w jakimś odludnym miejscu i przespała życie – odpowiedziała.
- Zuza – zaczęłam – nie możesz rozpaczać po takim facecie, wiesz że jak nie ten to inny. Jesteś cudowną dziewczyną, jesteś śliczna, inteligentna i na dodatek świetnie gotujesz – uśmiechnęłam się szerzej.
- No i co z tego? – zapytała patrząc na mnie.
- To z tego, że poznasz jeszcze faceta odpowiedniego dla ciebie – powiedziałam i przytuliłam przyjaciółkę – A o Damianie po prostu spróbuj zapomnieć.
- Postaram się – odpowiedziała mi tym razem z lekkim szczerym uśmiechem.
W końcu zgodziłam się na to żebyśmy nie ruszały się dziś z domu zaraz po tym jak wyperswadowałam jej chwilową przeprowadzkę do mojego mieszkania. Po śniadaniu i kilku godzinach spędzonych na kanapie podczas oglądania durnych amerykańskich reality show wyszłyśmy na spacer z Biszkoptem a potem wpadłyśmy jeszcze do domu Zuzi po kilka jej rzeczy. Kiedy wracałyśmy z bloku wychodził mój nowy sąsiad.
- Cześć – przywitał się kiedy tylko mnie spostrzegł.
- Dzień dobry – odpowiedziałam mu.
- Dzień dobry? – zaśmiał się rzucając wesołe spojrzenie – To dość oficjalne.
- Wybacz ale nie mam w zwyczaju spoufalać się bardziej z ludźmi po pierwszym spotkaniu – odpowiedziałam chłopakowi.
- Szkoda – skwitował – no trudno może innym razem – powiedział szeroko się do mnie uśmiechając.
- Może.
- W takim razie do zobaczenia – powiedział odchodząc i posyłając nam jeszcze jeden przyjacielski uśmiech.
Odprowadziłam chłopaka wzrokiem a następnie spojrzałam na Zuzę, która dziwnie się na mnie patrzyła.
- Co? – zapytałam.
- Dlaczego jesteś taka oziębła? – zapytała mnie przyjaciółka.
- Bo… - zamurowało mnie – nie wiem – dodałam zrezygnowana – może dlatego, że to siatkarz.
- Wiesz nie możesz z góry zakładać, że każdy facet grający w siatkówkę jest taki sam.
- Nie? – zapytałam z uśmiechem – No ok wiem, wiem ale co poradzę, że jestem już uprzedzona?
- Może postaraj się przełamać swoją niechęć? – podpowiedziała.
- To nie będzie proste – szepnęłam bardziej do siebie niż do niej.
Wróciłyśmy do mieszkania i oddałyśmy się leniuchowaniu. Zuzia wciąż była w podłym nastroju a ja starałam się zrobić wszystko żeby jakoś jej pomóc. Bo nieudolnych próbach dałam spokój. Wiedziałam z własnego doświadczenia, że najlepiej będzie jak po prostu sama się z tego otrząśnie. Szkoda mi jej było. Ale byłam w stu procentach pewna jednego -  za jakiś czas sama dojdzie do wniosku, że to nie był facet dla niej.
Wieczorem znowu wyszłam z Kopcikiem, tym razem sama. Na klatce spotkałam mojego sąsiada, który najwyraźniej też gdzieś wybywał.
- Dobry wieczór – powiedział kiedy tylko spotkałam się z nim wzrokiem.
- Dobry wieczór – odpowiedziałam prawie wybuchając śmiechem na widok jego miny.
- Znowu się spotykamy – zauważył – to w sumie dobrze bo chciałem cię zaprosić na parapetówkę do mnie w piątek. Wiesz taka sąsiedzka uprzejmość.
- Dzięki, że o mnie pomyślałeś ale raczej nie skorzystam – odparłam kiedy razem wychodziliśmy z bloku.
- Raczej… To znaczy, że jeszcze nic straconego? – zapytał.
- Hmm… ok jak chcesz, nie wpadnę – powiedziałam, spojrzałam na chłopaka i posłałam mu uśmiech w stylu „sam tego chciałeś”.
- Dlaczego taka jesteś?
- Jaka? – odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Staram się być miły a ty za każdym razem mnie zbywasz. To tylko parapetówka u sąsiada, nie zapraszam cię na randkę – oznajmił z lekkim uśmiechem brunet.
- Wiem, ale po pierwsze cię nie znam, a po drugie jesteś siatkarzem tak?
- No tak –odpowiedział na moje pytanie.
- No właśnie…
- Co właśnie? Nie lubisz siatkówki?
- Do samego sportu nic nie mam, gorzej jeśli chodzi o graczy…– odpowiedziałam i ruszyłam w stronę parku zostawiając siatkarza samego. Jeszcze przez dłuższą chwilę czułam na sobie jego wzrok.


Nawaliłam z tym komentarzami, wybaczcie. Przyrzekam, że więcej tak nie zrobię!
Oddaję w Wasze ręce trzeci rozdział, mam nadzieję, że się Wam spodoba. Komentujcie! Do soboty!!!

sobota, 14 czerwca 2014

Rozdział 2


Zaraz po pobudce i porannej toalecie nałożyłam na siebie wygodne jeansy i koszulkę a także moje ulubione trampki i wyszłam na spacer z Biszkoptem. Dziś się nie spieszyłam bo nie musiałam iść do pracy. Chodziłam z Biszkoptem naszymi stałymi ścieżkami i planowałam dzisiejszy dzień. Po powrocie do domu nasypałam mojemu psiakowi trochę karmy do miski i sama zabrałam się za przyrządzanie omletu dla siebie. Kiedy już przyrządziłam śniadanie zabrałam je do salonu, rozsiadłam się wygodnie na kanapie i włączyłam telewizje. Jak to w wakacyjny poranek- wszędzie kompletne nudy, ustawiłam jeden z kanałów sportowych i zaczęłam oglądać jakiś program o siatkarzach, kojarzyłam niektórych z nich bo byli stałymi bywalcami mojej restauracji. Szczególnie dobrze pamiętam takiego jednego, ze względu na jego dziewczynę. Nawiązała się między nią a mną sprzeczka po której już nie odwiedza Toscany, a jej facet przychodzi tylko w towarzystwie kumpli.
- O patrz Kopcik, to ten facet o którym ci opowiadałam- powiedziałam i pokazałam psu ekran, ale ten chyba nie był zainteresowany- Karol Kłos, ciekawe czy jego dziewuchę też pokażą…
Pooglądałam jeszcze chwile wywiady z siatkarzami a potem zaczęłam pakować torbę na basen, zamierzałam dziś pojechać do Łodzi, najpierw na małe zakupy a potem na pływalnie. Przebrana w coś bardziej odpowiedniego na wyjście, zabrałam Biszkopta na chwilkę na dwór, a następnie pojechałam do Łodzi.
Trzy godziny w centrum handlowym przyniosły mi kilka nowych rzeczy do wzbogacenia mojej garderoby. Wpadłam jeszcze na sałatkę do mojej ulubionej knajpki i pojechałam na pływalnie. Dwadzieścia długości basenu, prysznic i powrót do Bełchatowa.  W domu całkowicie wyczerpana wzięłam kąpiel i wyszłam z Biszkoptem na spacer, tym razem powędrowaliśmy do Toscany.
- Hej – przywitałam się wchodząc do środka.
- Dzień dobry szefowo – odpowiedział mi Marcin, który stał za barem i robił za kelnera na tygodniu.
- Nie lubię jak tak mówisz – uśmiechnęłam się do chłopaka.
- Wiem, że nie lubisz ale ja lubię cię denerwować – zaśmiał się – uroczo wtedy marszczysz brwi.
- Ha ha ha – zaśmiałam się sarkastycznie ale po chwili słodko się do niego uśmiechnęłam - Dużo było dziś ludzi?- zapytałam Marcina.
- Całkiem sporo – odpowiedział.
- To dobrze – powiedziałam i poszłam do kuchni.
- Hej – krzyknęła Zuzia kiedy mnie zobaczyła – a co z wolnym? Zapomniałaś, że miałaś tu dziś nie przychodzić? – zapytała się z uśmiechem na twarzy.
- A co nie jestem tu mile widziana? – odpowiedziałam dziewczynie pytaniem.
- Nawet dnia nie możemy od ciebie odpocząć – wtrącił Pablo na co ja, jak mała dziewczynka pokazałam mu język.
- No wiecie co, teraz to mi się dopiero przykro zrobiło – zaśmiałam się i w tym momencie Marcin przyniósł zamówienie – dobra to wy sobie tu pracujcie a ja wracam do domu, do jutra – pożegnałam się ze wszystkimi i opuściłam Toscane.
Na dworze zaczęło już powoli się ściemniać, wracałam do domu szybkim krokiem bo w miarę jak zachodziło słońce robiło się także coraz chłodniej, po piętnastu minutach byliśmy już pod blokiem. Weszłam na klatkę i zaczęłam się kierować na swoje pierwsze piętro.
- Chodź Kopcik – powiedziałam do psa bo ten stanął nagle i ani myślał iść dalej, pociągnęłam lekko za smycz i znowu zaczęłam iść po schodach a kiedy podniosłam głowę zobaczyłam że przy drzwiach mojego mieszkania stoi dwóch mężczyzn. Jednego z nich rozpoznałam od razu, był to ów sławetny Karol Kłos, drugi facet był mniej więcej tego samego wzrostu, obaj obserwowali moje zmagania z huskym.
- Dzień dobry – powiedziałam niepewnie, bo nie była to normalna sytuacja.
- Dzień dobry – odpowiedzieli w tym samym momencie.
- Sorry ale czy to któryś z was rozstawia na klatce schodowej te kartony przez, które nie da się normalnie przejść? – zapytałam bo pomyślałam, że jeśli to wina któregoś z nich to coś z tym zrobi.
- Tak, to wszystko moje, dopiero się wprowadziłem a w mieszkaniu wciąż trwa remont – zaczął tłumaczyć się ten drugi.
- No to niech Pan coś z tym zrobi – powiedziałam i zaczęłam otwierać drzwi swojego mieszkania  kluczem.
- Jaki Pan, jestem Andrzej – powiedział podając mi rękę. Chłodno zmierzyłam go wzrokiem, ale nie wypadało się nie przedstawić tym bardziej, że jakby nie patrząc był moim nowym sąsiadem. Odwzajemniłam uścisk dłoni.
- Liliana – przedstawiłam się – a można wiedzieć dlaczego stoicie tak na klatce schodowej i tarasujecie przejście?
- Zamek w drzwiach mi się zatrzasnął i nie mogę ich otworzyć – odpowiedział mi nowy sąsiad z lekkim uśmiechem na twarzy.
- Przykre – powiedziałam i otworzyłam drzwi swojego mieszkania bo nie zamierzałam wciąż tam z nimi sterczeć – do widzenia – pożegnałam się z tą dwójką.
- Hej – usłyszałam jeszcze słowa Andrzeja i zatrzasnęłam za sobą drzwi.
Dziwne spotkanie, to że mieszkanie obok miał dzielić nowy lokator nie było w sumie takie złe, ale to że miał być nim najprawdopodobniej siatkarz bardzo mi przeszkadzało. Miałam już to do siebie, że nie przepadałam za tymi bełchatowskimi grajkami. A z resztą do siatkarzy uprzedziłam się już w liceum. Miałam tylko nadzieję, że z tym siatkarzykiem nie będzie więcej problemów.
*
- No stary, sąsiadkę to ty masz niezłą muszę szczerze przyznać - powiedział Kłos kiedy tylko weszliśmy do mieszkania i zamknęliśmy za sobą drzwi, z wymienionym zamkiem nawiasem mówiąc – ale mam wrażenie, że skądś ją kojarzę – zamyślił się na chwilę.
- Niezła to mało powiedziane -  odpowiedziałem przyjacielowi – ale mam wrażenie, że nowe znajomości jej nie interesują – dodałem.
- Zdaje ci się, pewnie chciała poudawać niedostępną.
- Wiesz nie każda dziewczyna jest taka sama Karol.
- No niby tak. No ale Liliana… – zaakcentował mocniej jej imię – Wrona bierz się za nią! – krzyknął roześmiany.
- Spoko – odpowiedziałem przyjacielowi śmiejąc się. Ale Kłos miał rację. Ta dziewczyna była warta uwagi. Na pewno nie była taka jak te wszystkie inne, które poznałem do tej pory. Było w niej coś tajemniczego, naprawdę wydawało mi się, że wyraźnie nie miała ochoty ze mną rozmawiać.
- Kłos! – zawołałem przyjaciela, który właśnie opróżniał moją lodówkę.
- Czego? – zapytał pochłaniając kawałek ciasta, które przywieźli mi rodzice.
- Czy ze mną jest coś nie tak? – zapytałem.
- O co ci chodzi? – odpowiedział pytaniem na pytanie z głupkowatą miną na twarzy.
- No chodzi o to dlaczego nie mam nikogo…
- Bo nie jesteś tak przystojny jak ja – zaśmiał się mój przyjaciel – nie no ale tak szczerze, to moim zdaniem jeszcze nie znalazłeś tej jedynej wiesz?
- Mam nadzieje – powiedziałem i zacząłem wypakowywać ubrania z kartonów do szafy w sypialni.
*
What goes around comes back around… płynęło cicho z głośników. Twórczość Beyonce najczęściej towarzyszyła mi podczas tych wszystkich godzin spędzonych w kuchni. Tak było i tym razem. Szykowałam dla siebie drobną kolację, ponieważ było już stosunkowo późno a ja miałam ochotę na drobną przekąskę do filmu, postawiłam na sałatkę, która po dziesięciu minutach była już gotowa. Powędrowałam do salonu i razem z Biszkoptem wygodnie rozłożyłam się na kanapie. W telewizji właśnie puścili „Dumę i uprzedzenie” więc mogłam całkowicie się odprężyć. Jednak po kilku minutach zadzwonił mój telefon – to była Zuzia.
- Co tam? – zapytałam przyjaciółki bez zbędnych powitań.
- Mogę do ciebie wpaść? – zapytała łamiącym się głosem.
- Głupio się pytasz – odpowiedziałam – ale co się stało?
- Zaraz się dowiesz – powiedziała i odłożyła słuchawkę.


Jestem cholernie zawiedziona. Trzy komentarze, serio? 
Jest w ogóle sens w umieszczaniu notek??? Błagam jeśli czytacie to komentujcie!!! Pozdrawiam.
P.S. Jeśli komentarzy będzie wciąż mało to chyba zawieszę tego bloga :(

sobota, 7 czerwca 2014

Rozdział 1


Kolejny słoneczny dzień lipca. Kolejny ciepły poranek przebiegający według tego samego schematu. Kolejny dzień mojego życia. Kolejne godziny uśmiechu. Kolejne minuty radości. Kolejne sekundy spełnienia. Czułam, że jestem wielką szczęściarą, miałam wszystko to czego pragnęłam, udało mi się spełnić swoje dziecięce marzenia, swoje plany i sny. Codziennie budziłam się z myślą: „Życie jest piękne”- takie w istocie było.
Przed śniadaniem wybrałam się jak zwykle na spacer z Biszkoptem. Przechadzałam się po uliczkach Bełchatowa ze swoim psem, rozmyślając o różnych błahostkach.
Wróciliśmy do mieszkania po jakichś trzydziestu minutach. Przez ten czas ktoś, nie wiem kto, z pewnością jakiś palant zdążył porozstawiać na naszej klatce schodowej kilka pudeł z bliżej nieokreśloną zawartością. Najbardziej prawdopodobną osobą był nowy sąsiad, którego nie miałam okazji jeszcze poznać. Nie znałam tego człowieka osobiście, ale już zdążyłam usłyszeć wiele pozytywnych opinii o nim, szczególnie od żeńskiej części mieszkanek.
Po śniadaniu opuściłam blok, wsiadłam do swojego samochodu i udałam się do ścisłego centrum miasta- tam właśnie mieściła się restauracja, której byłam właścicielką. Moja chluba i duma była najpopularniejszym, najlepszym i najdroższym miejscem spotkań i schadzek w tej uroczej mieścince.
- Hej – przywitałam się wchodząc do środka.
- Siemka – odpowiedział Marcin posyłając w moją stronę jak zwykle zabójczo uwodzicielski uśmieszek.
- Co słychać ? – spytałam przysiadając na barowym krześle.
- Nic ciekawego, właśnie myślałem o tym, że fajnie byłoby wyjść gdzieś w twoim towarzystwie – powiedział nalewając mi lemoniady.
- Jak chcesz gdzieś ze mną wyjść to musisz stanąć w kolejkę – zaśmiałam się – mam dość napięty grafik.
- Niestety spodziewałem się takiej odpowiedzi – powiedział i posłał mi smutne spojrzenie – za dużo pracujesz Lilii – stwierdził po chwili.
- Dlaczego wiecznie mi to powtarzacie?  -zapytałam z lekkim wyrzutem.
- Bo za dużo pracujesz? Ja wiem, że Toscana jest dla ciebie ważna ale bez przesady.
- Oj tam, lubię spędzać tu czas, wcale mnie to nie męczy, no i ludzie są super.
- W szczególności ja – zaśmiał się.
- W szczególności ty – przytaknęłam.
- To dlaczego nie chcesz się ze mną umówić? – Marcin wciąż drążył temat randki.
- Bo… - zamyśliłam się nad odpowiedzią – randki mnie nudzą – odpowiedziałam ze szczerym, szerokim uśmiechem. – Ale może kiedyś…
- Mam się nie poddawać?
- Nie wolno się poddawać – odpowiedziałam Marcinowi – dobra lecę do kuchni – powiedziałam, dopiłam lemoniadę i ruszyłam w stronę kuchni.
- Lilii, jesteś już? - zapytała, jak zwykle zdziwiona moim wczesnym przybyciem Zuza- moja prawa ręka i zarazem najlepsza przyjaciółka.
- Jestem, jestem, przecież wiesz, że ja nie potrafię usiedzieć bezczynnie pięciu minut.
- No tak ale umawiałyśmy się, że masz wolne. Miałaś jechać do Włoch i co? - zapytała dziewczyna - Lilka naprawdę należy ci się długi urlop, chcesz się zaharować na śmierć?
- Złego diabli nie biorą Zuziu - uśmiechnęłam się szeroko do przyjaciółki- a zresztą w mieszkaniu obok trwa remont, więc nie usiedziałabym w takim hałasie.
- Pani Krysia odnawia wnętrze? - zapytała moja przyjaciółka.
- Nie, do tego mieszkania po lewo od schodów wprowadził się jakiś facet - odpowiedziałam.
- Przystojny? - ponownie zadała mi pytanie tym razem z łobuzerskim uśmiechem na twarzy.
- Nie wiem Łamaczko męskich serc. Nawet go jeszcze nie poznałam.
Cały dzień minął nam dość spokojnie, wiadomo wakacyjny dzień powszedni nie niesie za sobą zbyt dużych tłumów- co innego weekend. Oprócz mnie w kuchni „Toscany” pracowała właśnie Zuzka czyli główny spec od deserów i Pablo- Włoch z polskimi korzeniami, którego poznałam pewnego roku na wakacjach w Weronie. To my tworzyliśmy niepokonaną załogę tej cudnej restauracyjki pachnącej świeżymi ziołami, oliwą i pomidorami. Miałam przy sobie świetnych ludzi, którzy zawsze mnie wspierali i byli przy mnie w najgorszych i najlepszych momentach. Praca tu nigdy mnie nie męczyła, pewnie dlatego, że robiłam po prostu to co kocham, każdy kolejny dzień pozytywnie mnie napędzał, byłam szczęśliwa. Zamknęliśmy Toscane o 20, wsiadłam do samochodu i wróciłam do mieszkania po drodze zatrzymując się w całodobowych delikatesach w których zawsze robiłam zakupy. W drzwiach mieszkania powitał mnie uradowany Biszkopt, zdążyłam jedynie położyć reklamówki z jedzeniem w kuchni i z powrotem wyszłam na zewnątrz. Wraz z moim husky’m przemierzyliśmy naszą codzienną wieczorną trasę i po godzinie wróciliśmy do mieszkania. Zajęłam się rozpakowywaniem zakupów a następnie udałam się do łazienki wziąć kąpiel. Leżąc w wannie usłyszałam dzwonek do drzwi. „Kto mógł chcieć ode mnie czegokolwiek o 22?” Postanowiłam jednak, że nie wyjdę z wanny „Za dużo zamieszania”- pomyślałam. Dzwonek zadzwonił jeszcze tylko raz i tajemniczy przybysz dał spokój. Kiedy wyszłam z łazienki zabrałam się za czytanie książki, którą ostatnio wypożyczyłam w miejskiej bibliotece. Położyłam się spać po 24 bo jutro nie musiałam iść do pracy. Nie pospałam jednak zbyt długo. Zegarek leżący na nocnej szafce wskazywał 02:31, podniosłam się z łóżka i powędrowałam do kuchni pełna sił- raz na jakiś czas budziłam się w nocy i dawałam upust swoim kulinarnym odkryciom. To właśnie w nocy powstawało najwięcej moich przepisów i tym razem zabrałam się do roboty. Po pięćdziesięciu minutach na talerzu leżało już penne z łososiem i szczawiem. Pierwszy kęs podbił moje podniebienie, zadowolona z efektu końcowego usiadłam przy stole, włączyłam DVD, które służyło mi za odtwarzacz płyt, postawiłam na jeden z albumów Beyonce i wróciłam do kosztowania swojego dania. Hałasy, które towarzyszyły gotowaniu obudziły też Biszkopta, teraz leżał z głową opartą o moje stopy i czekał aż podsunę mu pod nos resztki. Około czwartej z powrotem położyłam się spać. Tym razem udało mi się dospać do rana.



Oddaję kolejny rozdział. Mam nadzieję, że będzie się podobał. Kolejny już za tydzień :) Miłego czytania! Komentujcie w miarę możliwości, to dla mnie bardzo ważne.

niedziela, 1 czerwca 2014

Prolog


Spokojna i cicha, rozważna i romantyczna, dumna i uprzedzona- to cała ja. Mojego idealnego i poukładanego życia mógłby pozazdrościć mi każdy. Wymarzona praca, która dawała mi satysfakcję, duże mieszkanie w małej i cichej miejscowości. Miałam wszystko czego chciałam, spełniałam każdą swoją zachciankę i każdy kaprys. Może postronny obserwator uznałby mnie za rozkapryszoną i zakochaną w sobie dwudziestoczteroletnią dziewczynę, ale ja tak naprawdę byłam inna. Od tej lepszej strony znali mnie tylko wybrani- moi przyjaciele i rodzina, tylko oni znali moje życie na tyle dobrze by móc je ocenić, inni nie mieli do tego prawa. Ja, tak zapatrzona w siebie nie widziałam problemu w sposobie swojego bycia. Do czasu aż poznałam JEGO.



Jak zwykle krótki, chyba nie przepadam za pisaniem prologów. Witam wszystkich w moim kolejnym projekcie. Mam nadzieję, że znajdą się chętni do czytania i komentowania, zachęcam do tego gorąco ponieważ chciałabym wiedzieć czy jest sens w zamieszczaniu notek. Miłego, krótkiego prologu! Do soboty! Pozdrawiam!