piątek, 30 stycznia 2015

Rozdział 12

- Będę tęsknił – mówił całując mnie w czoło.
- Ja też, ale niedługo się zobaczymy – odpowiedziałam chłopakowi – Będziemy w kontakcie – rzuciłam i skierowałam się do bramki. Pomachałam mu jeszcze i przesłałam całusa. Wronka odprowadził mnie wzrokiem a potem wrócił do samochodu.
~*~
- Witaj kochanie! – uścisnęła mnie mama na lotnisku w Vancouver.
- Cześć, tęskniłam za tobą okropnie – powiedziałam całując ją w policzek. Blisko niej stał Henry, przywitałam się również z nim i wszyscy udaliśmy się do samochodu. Miałam spędzić tu cztery dni i wrócić szybko do Polski. Dwa dni mojego pobytu obfitowały w wiele wesołych chwil. Przygotowywanie do kameralnego ślubu i wesela, który miał się odbyć w domu przyszłego męża mamy, bliższe poznawanie jego synów, nadrabianie straconych dni z mamą, opowiadanie o Wronie (nie wspomniałam jego bohaterskiego czynu, nie chcąc jej martwić).
Wszystko byłoby pięknie gdyby nie fakt, że trzeciego dnia – czyli w dzień ślubu – na miejsce dotarła również moja siostra – Marcelina. Właściwie już nawet nie nazywałam jej swoją siostrą bo siostra to osoba, która nigdy nie rani ale kocha nas  bezwarunkowo – ona zraniła. Raz a porządnie. Nie mam z nią żadnego kontaktu. Czasami traf chce, że spotykamy się przypadkowo u taty albo tak jak dziś u mamy. Pomimo tego, że mieszkamy stosunkowo nie daleko (ona wciąż mieszka w Warszawie) staramy się nie wchodzić sobie wzajemnie w paradę. Mama wciąż stara się nas na próżno pojednać i może Marcelina byłaby do tego skłonna, ja wciąż odczuwam ogromny żal.
W mojej klasie maturalnej spotkało mnie całe największe zło – moi rodzice rozstali się. Dla dziewczyny, która była przyzwyczajona do rodzinnego ciepła i świetnych wzajemnych relacji ciągłe awantury, wyzwiska i nieprzyjemne znaczące milczenie było ogromną traumą. Trzema osobami u których w tamtym czasie znalazłam najważniejsze schronienie był mój ówczesny chłopak, siostra mojego taty i Marcelina.
Jako siostry starałyśmy się wzajemnie wspierać i jakoś to razem z mamą przeżyć, tata w tamtym czasie był intruzem – w końcu to on, a nie mama odszedł, zdradził, skrzywdził. Wspierałyśmy się we cztery razem z ciocią a dodatkowe ukojenie przynosił mi także Kamil. Do czasu. Pewnego słonecznego dnia kiedy wszystko zaczęło powoli wracać do dawnej normy dowiedziałam się o tym, że mój chłopak sypia z nikim innym tylko moją siostrą. Nie przespane noce, litry łez, setki chusteczek i  miliony wyrzutów. Moja siostra – najważniejsza osoba w moim życiu – śmiała mi się w twarz opowiadając mi o tym jak cudowny jest Kamil. Właśnie wtedy już po maturze zdecydowałam się na porzucenie dotychczasowych planów i przeprowadzkę.
Teraz każde spotkanie z Marceliną  było dla mnie piekłem. Ona zachowywała się jakby nigdy nic się nie stało, ja wciąż pamiętałam. Podczas ślubu i wesela nie czułam się zbyt dobrze, nie zamieniłam z nią ani jednego słowa oprócz krótkiego „Cześć”. Może zachowywałam się jak dziecko ale właśnie to był mój znak rozpoznawczy, byłam zbyt dumna. Wciąż kręciłam się koło cioci Hani, która również pojawiła się na ślubie jako wciąż najlepsza przyjaciółka mamy, ona również wyjechała z Polski – do Włoch. Właśnie na wakacjach u niej poznałam Pabla, z nią wiązały się same miłe wspomnienia.
Nazajutrz miałam wyjeżdżać ale chciałam zrobić Wronie niespodziankę więc powiedziałam mu, że będę dopiero za trzy dni. Z lotniska miała odebrać mnie Zuzia.
Po długich pożegnaniach znów siedziałam w samolocie – tym razem wracałam do Polski i szczerze już nie mogłam się doczekać kiedy zobaczę Andrzeja. W Łodzi wylądowaliśmy o ósmej, Zuzka już na mnie czekała. Kiedy znalazłam się w swoim mieszkaniu postanowiłam szybko się odświeżyć i pójść do Wroniastego.
- Lilii!!! – krzyknął kiedy tylko otworzył drzwi a potem mocno mnie przytulił i obdarował lekkimi pocałunkami – Miałaś być dopiero jutro…
- A co ukrywasz jakąś inną pod łóżkiem? – zażartowałam.
- Miałem wyjechać po ciebie na lotnisko. A propos innej – powiedział, złapał mnie za rękę i poprowadził do salonu. Była tam kobieta mniej więcej w wieku mojej mamy – chciałbym żebyś poznała moją mamę – powiedział na potwierdzenie moich przypuszczeń.
- Dzień dobry – przywitałam się podając jej dłoń – Lilii.
- Bardzo miło mi cię poznać Andrzej zdążył mi dużo o tobie opowiedzieć. Ja jestem Ela – przedstawiła się.
- Jak było na ślubie? –zapytał kiedy we trójkę usiedliśmy w salonie.
- Bardzo fajnie, Henry to równy facet więc mam nadzieje, że wszystko będzie im się wciąż dobrze układać.
- To twoja mama brała ślub tak? – zapytała pani Ela a ja zauważyłam, że Andrzej posyła jej znaczące spojrzenie, ja nie widziałam problemu w tym pytaniu.
- Tak moja mama cztery lata temu wyprowadziła się do Kanady i poznała tam Henry’ego, teraz przynajmniej jest szczęśliwa więc ja cieszę się razem z nią – powiedziałam z uśmiechem – Moi rodzice są po rozwodzie kilka lat temu rozstali się i każde zaczęło nowe życie – podsumowałam.
-  Chciałabym mieć taką córkę jak ty – powiedziała i lekko uścisnęła moją dłoń, uśmiechnęłam się do niej ciepło.
- Jesteś może głodna? – zapytała.
- Troszkę – odpowiedziałam bo jednak spędziłam trochę czasu w samolocie i nie jadłam jeszcze śniadania.
- Zrobię coś dla ciebie – powiedziała i poszła do kuchni. Potruchtałam za nią i pomogłam jej przygotować śniadanie. W między czasie rozmawiałyśmy, Ela (poprosiła mnie żebym mówiła jej po imieniu) dowiedziała się, że prowadzę restaurację a także jeszcze kilku innych faktów o mnie. Zjedliśmy wspólnie śniadanie a potem wróciłam do siebie z Biszkoptem, który zdążył już przyzwyczaić się do mieszkania u Andrzeja.
Po rozpakowaniu swoich rzeczy i nastawieniu pralki zabrałam Kopcika na spacer, oczywiście powędrowałam do Toscany. Na miejscu ja zwykle odczułam pustkę bez Marcina ale zdążyłam się już przyzwyczaić do braku mojego przyjaciela. Przywitałam się Zuzą oraz Pablem i obiecałam, że jutro wstawie się punktualnie na otwarcie. Po godzince w restauracyjnej kuchni wróciliśmy z Koptem do domu. Postanowiłam trochę posprzątać żeby czymś się zająć. Po jakimś czasie usłyszałam dzwonek do drzwi. Poszłam je otworzyć.
- Dlaczego nie siedzisz ze swoją mamą? – zapytałam chłopka.
- Już pojechała – odpowiedział krótko i zaczął namiętnie mnie całować. Swoim ciałem przyparł mnie do ściany i zaczął składać pocałunki na mojej szyi i twarzy. – Tęskniłem za tobą. – Wyrzucił z siebie w przerwach pomiędzy kolejnymi pocałunkami.
- Ja za tobą też – powiedziałam upojona jego pieszczotami. Po chwili byliśmy już w mojej sypialni i cieszyliśmy się naszą bliskością.  Zaskakujące jak bardzo nasze ciała do siebie pasowały.
Po wszystkim leżeliśmy razem wtuleni. Czułam, że moje miejsce na Ziemi jest właśnie przy nim. Ten facet był tym kogo szukałam. Miałam tylko nadzieje, że on myśli tak samo…
- Kocham cię Lilii– powiedział przerywając cisze. Po moim policzku popłynęła pojedyncza łza. Właśnie na te słowa czekałam.
- Ja ciebie też Andrzej – wyszeptałam i musnęłam jego wargi najdelikatniej jak potrafiłam. – Myślisz, że nam się uda? – zapytałam patrząc w jego niebieskie oczy.
- Dlaczego miałoby nam się nie udać? – zapytał zbity z tropu.
- Nie wiem, boję się – odpowiedziałam i mocniej wtuliłam się w jego muskularny tors.
- Chodzi o to, że jestem siatkarzem? – zaśmiał się lekko.
- Poniekąd – odpowiedziałam krótko.
- O co z tym chodzi?
- Z czym? – odpowiedziałam chłopakowi pytaniem na pytanie.
- Z tym, że nie przepadasz za siatkarzami? – patrzył mi w oczy pytająco a ja wiedziałam, że muszę odpowiedzieć mu na to pytanie.
- Chodzi o to, że kiedyś jeden siatkarz mnie skrzywdził – zaczęłam a on wciąż badawczo mi się przyglądał – w liceum spotykałam się z siatkarzem, grał w miejscowym klubie byliśmy razem dwa lata aż po maturze dowiedziałam się, że mnie zdradził – przerwałam na chwilę żeby przetrawić to wszystko – z moją siostrą – zakończyłam. Wrona wciąż na mnie patrzył ale tym razem jego oczy przepełnione były współczuciem. Chłopak mocniej mnie objął a potem lekko pocałował w czubek głowy.
- Ja nigdy bym ci tego nie zrobił.
- Wiem – powiedziałam i pocałowałam niebieskookiego  – Ale to nie zmienia faktu, że jestem do siatkarzy uprzedzona – uśmiechnęłam się lekko.
 Długo tak jeszcze leżeliśmy wtuleni. Na tyle długo, że Wrona zdążył poznać wszystkie szczegóły mojego życia.

Znalazłam w nim kolejną osobę, której mogę powierzyć każdą najdrobniejszą myśl i każdy zapamiętany fragment z mojego życia. Uwielbiałam w nim to, ze potrafił mnie słuchać, pocieszać, milczeć wtedy kiedy było to konieczne i kochać, bezwarunkowo.

Kolejny rozdział teraz będę wrzucała je częściej... Miłego czytania (jeśli są czytelnicy)

czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 11

Wróciłam, ja córka marnotrawna, postanowiłam dokończyć to co zaczęłam...
Jeśli ktoś, ktokolwiek wciąż tu zagląda mam nadzieje ucieszy się na nową notkę.



Po kilkunastu minutach marszu znalazłam się w Toscanie, na miejscu nie przywitał mnie jednak szczery uśmiech Marcina – nie było go. Za barem stała Hania, która pracowała u nas w weekendy.
- Dlaczego zastępujesz Marcina? – zapytałam, bo czułam, że coś się święci.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała mi – Rano zadzwoniła do mnie Zuzka i spytała czy mogę przyjść, a ja akurat siedziałam w domu więc…
- Ok w porządku – przerwałam dziewczynie i poszłam do kuchni – Dlaczego nie ma Marcina? – zapytałam na dzień dobry. Zuzka miała dziwną minę ale po chwili zaczęła:
- Przyszedł rano jak zwykle, tylko, że z wymówieniem.
- Jak to z wymówieniem?! – podniosłam głos.
- No powiedział, że wyjeżdża, że nie zależy mu na ostatniej wypłacie i że przeprasza, że zostawia nas akurat w takim momencie, wiesz wakacje i te sprawy.
Czułam się podle. To przeze mnie, ale z drugiej strony zachował się jak dziecko, po prostu uciekł. Byłam zła na siebie i na niego równocześnie. Zła bo mnie zostawił i ja się poniekąd do tego przyczyniłam. Ale co poradzę na to, że chcę mieć w nim przyjaciela? Wciąż nim jest i pozostanie ale po co od razu wyjeżdżać?
- Szkoda – tylko na tyle się wysiliłam. Zrobiłam sobie mocną kawę i usiadłam przy małym stoliku na kuchni. Chciałam pogadać o tym wszystkim z Marcinem ale chyba było już za późno na rozmowę w cztery oczy. Postanowiłam, że do niego napiszę.
- Poradzicie sobie we trójkę? – zapytałam Pabla i Zuzki.
- No jasne – odpowiedzieli chórem.
- Ok to ja idę, muszę coś załatwić. Zuzka możemy spotkać się wieczorem?
- Ok u mnie?
- Nie, przyjdź do mnie, musze się jeszcze spakować. – powiedziałam i wyszłam z Toscany. Po kilkunastu minutach byłam już w mieszkaniu, odpalałam laptopa i logowałam się na poczcie. Siedemnaście nowych wiadomości. Reklama, bank, rabaty w ulubionej sieciówce, kolejna reklama. Jest. Marcin Lipski. Wdech, wydech uspokoiłam się i włączyłam wiadomość.

Lilii, na początku chciałem Cię przeprosić. Wybacz. Nie chciałem żeby tak wyszło z tym pocałunkiem, powinienem był nie myśleć tylko o sobie ale też o Tobie.
Wiem, że z pracy też nie powinienem był rezygnować, to nieodpowiedzialne.
Wiem, że na pewno się na mnie nie gniewasz, a może gniewasz… Nie mam pojęcia. Chyba nie potrafiłbym teraz tak po prostu być koło Ciebie i udawać, że nic się nie dzieje. Kocham Cię i sądzę, że prędko to się nie zmieni. Zależy mi na Tobie. Będę na ciebie czekał ale nie w Bełchatowie (właśnie teraz się uśmiecham bo zdałem sobie sprawę, że rymuję). Wyjeżdżam do Australii, nie wiem co mnie czeka, może jakaś kolejna przygoda, którą opowiem Ci jeśli wrócę. Bo ja wciąż jestem twoim przyjacielem, to się nie zmienia. Chcę żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć, pomimo tego, ze teraz nawaliłem. Myślę o Tobie cały czas. Odezwę się niedługo. M.

Kilka razy przeczytałam tą wiadomość zanim w pełni zdałam sobie sprawę z tego, że on serio wyjechał. Pomimo żalu – w końcu opuścił mnie mój przyjaciel - cieszyłam się, że znów jest w swoim żywiole. Podróże do jego życie. W Bełchatowie się dusił – dla mnie. Byłam wściekła, skrzywdziłam go, ale nic nie mogłam na to poradzić. Kochałam Andrzeja. Pomimo tego, że nie znam go długo był dla mnie ważny. Uratował mnie.  Postanowiłam odpisać Marcinowi. Zabierałam się do tego ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Skończyło się na krótkim:

Nigdy nie będę się na Ciebie gniewać.

Po napisaniu tego krótkiego zdania poszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać obiad dla siebie i dla Andrzeja – musiałam się czymś zająć. Kiedy wszystko było już na stole  poszłam szybko do mieszkania Wrony żeby go zawołać, dziwne, nie miałam nawet jego numeru telefonu. Przyszedł do mnie razem z Biszkoptem i zasiedliśmy razem do obiadu.  Powiedziałam mu o ślubie na który leciałam już jutro, Wronka trochę się zasmucił ale wracałam po czterech dniach więc wszystko było w porządku, obiecał mi, że przez ten czas zaopiekuje się moim psiakiem.
- Wiesz, że będę za tobą bardzo, bardzo tęsknił – powiedział przytulając mnie i obdarowując pocałunkami.
- Zabrałabym cię ale mam tylko jeden bilet – uśmiechnęłam się do siatkarza – Ale może teraz jakoś ci to zrekompensuje?
- Jak? – zapytał robiąc maślane oczka.
- No nie wiem…
- Ja chyba wiem – powiedział i zaciągnął mnie do mojej sypialni…
~*~
- Odwieziesz mnie jutro na lotnisko do Łodzi? – zapytałam kiedy Andrzej już wychodził.
- Jasne, o której?
- Na jedenastą muszę tam być – odpowiedziałam Wronie.
- Ok, będę u ciebie rano – powiedział i pocałował mnie na pożegnanie.
Nie musiałam długo czekać na powitanie kolejnego gościa – Zuzy. Postanowiłam jej opowiedzieć całe wczorajsze zajście. Mocno się zdziwiła zachowaniem Marcina i tym, że ja i Wrona tak szybko staliśmy się parą.
- Wiesz, że takie szybkie związki to nic dobrego?
- Nie zakładaj od razu najgorszej wersji, zobaczymy jak to będzie…
- Trzymam za was kciuki – powiedziała przytulając mnie. Resztę wieczoru spędziłyśmy na pogaduszkach w mojej dość dużej garderobie bo musiałam spakować wszystkie rzeczy na wyjazd. Około północy Zuza wróciła do siebie ja wzięłam kąpiel a potem udałam się spać.
Obudził mnie natarczywy dzwonek to drzwi. Co za tępak dobija się do mnie o siódmej? Poszłam otworzyć drzwi w połowie jeszcze śpiąc.
- Wrona co ty tu robisz? – zapytałam kiedy tylko spostrzegłam, że to on stoi w progu moich drzwi.
- Miałem być rano to jestem – powiedział uśmiechając się szeroko – szczerze liczyłem na śniadanko, mam nawet bułki – podniósł wyżej torebkę ze świeżym pieczywem.
- Ja o tej porze jeszcze śpię – rzuciłam kiedy już wpuściłam siatkarza do środka.
- Chyba nie zapomniałaś, że o jedenastej masz być na lotnisku?
- A co chcesz się mnie szybko pozbyć? – zapytałam nastawiając ekspres do kawy.
- No co ty, szczerze powiedziawszy to wolałbym żebyś nigdzie nie jechała – powiedział obejmując mnie w talii.
- Serio?
- Serio – odpowiedział i pocałował mnie lekko w szyję.

Zjedliśmy wspólnie śniadanie po którym zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Po dziewiątej wyszliśmy jeszcze na chwilkę z Kopcikiem a potem zostawiliśmy go w andrzejowym mieszkaniu i pojechaliśmy do Łodzi.