sobota, 21 marca 2015

Rozdział 18

Z całego serca dziękuję za odzew pod poprzednim postem. Dzięki. To dla Was...


Znalazłam. Znalazłam to czego szukałam. Poznałam JEGO, on odwrócił moje życie do góry nogami. Każda chwila spędzona w jego towarzystwie była dla mnie na wagę złota. Andrzej był dla mnie wszystkim a teraz spodziewaliśmy się dziecka. Naszego dziecka.
Już teraz wiem jak czuje się spełniona i zadowolona z życia kobieta.
Dostałam wszystko czego pragnęłam. Żyłam jak w bajce. Nie liczyłam się z tym, że nagle moje idealne życie znów może rozpaść się na tysiące kawałków. Moje serce miało znowu zamienić się w skałę nie znającą miłości. Moim jedynym pocieszeniem miała być tylko ta drobna osóbka, która z każdym dniem coraz bardziej dawała mi się we znaki.
Moje życie znowu zawirowało.
Wszystko legło w gruzach 1 stycznia 2014 roku.
~*~
- Możemy się spotkać? – zapytała Marcelina. Jej telefon obudził mnie i Andrzeja.
- Jasne, ale o co chodzi? – zapytałam powoli zwlekając się z łóżka, wciąż czułam zmęczenie po sylwestrowej nocy.
- To nie jest rozmowa na telefon. Spotkajmy się w tej kawiarence przy twoim bloku.
- Ok – wymamrotałam – będę tam za czterdzieści minut.
- W porządku, będę czekać – powiedziała i zakończyła rozmowę.
- Kto to? – zapytał Wronka.
- Marcelina, chce się spotkać.
- Teraz?
- Tak – odpowiedziałam – wyjdę do niej, sprawdzę o co chodzi i zaraz do ciebie wrócę – dodałam i pocałowałam lekko mojego siatkarza.
- Wiesz, że jesteś cudowna? – zapytał gładząc mój policzek.
- Wiem – przytaknęłam, złożyłam jeszcze jeden pocałunek na jego ustach i poszłam do łazienki.
Tak jak obiecałam po czterdziestu minutach byłam już w umówionym miejscu. Moja siostra czekała na mnie przy stoliku tuż przy oknie.
- Cześć – przywitałam się.
- Hej – odpowiedziała jakby niepewnie.
- Co się stało? Dlaczego mnie tu ściągnęłaś? – zapytałam Marceliny.
- Muszę ci o czymś powiedzieć – zaczęła – chodzi o to że… - moja siostra szukała słów.
- Zaczniesz wreszcie mówić, czy będziemy tu siedziały do wiosny? – zaśmiałam się.
- Lilii ja… Ja i Andrzej… My… On cię zdradził…
- Co ty bredzisz?
- No wiesz, my się kochamy. Andrzej na razie nic ci nie powiedział. Prosiłam go o to ze względu na twój stan. Sama rozumiesz.
- Marcelina jeśli chcesz być zabawna , to do jasnej cholery średnio ci to idzie! Bawisz się znowu moim kosztem, o co ci chodzi?
- O nic Lilii, po prostu zasługujesz na to żeby znać prawdę. Andrzej mnie kocha, ja jego też. Wasze zerwanie było tylko kwestią czasu.
- Nie wiem w co ty pogrywasz dziewczyno – powiedziałam wstając.
- Nie wierzysz mi?
- Nie.
- Powinnaś, dla własnego dobra.
- Czy ty się słyszysz? – zapytałam już mocno poirytowana tym całym zajściem.
- Nic nie poradzę na to, że zawsze byłam lepsza od ciebie. Wybrał mnie, nie zmienisz tego. Nawet twoja ciąża go przy tobie nie zatrzyma. A tak nawiasem mówiąc to jest naprawdę świetny w łóżku – tego było już za wiele. Policzek wymierzony w jej stronę rozbrzmiał głośno. Wybiegłam z kawiarni chcąc znaleźć się jak najdalej od Marceliny. Czy to mogła być prawda? Nie! Andrzej mnie kochał, byłam o tym w stu procentach przekonana, on by mnie nie skrzywdził. Nie skrzywdziłby nas.
Spacerowałam zastanawiając się nad tym wszystkim. Co ona chciała przez to osiągnąć? Co nią kierowało? Po kilkudziesięciu minutach wróciłam do mieszkania.
Na wejściu zorientowałam się, że Wrona nie jest sam. Był z NIĄ. Stojąc w przedpokoju widziałam jak wychodzi z łazienki przepasany ręcznikiem. Dobiegła do niego moja siostra. Zawisła na jego szyi i wpięła się w jego usta.
- Rozmawiałam z nią – powiedziała patrząc mu w oczy.
- Co? – zapytał.
- Powiedziałam jej o nas, teraz już wszystko się ułoży – powiedziała i w tym momencie Andrzej dostrzegł mnie. Marcelina również spojrzała w moją stronę z szerokim uśmiechem na twarzy. Pękłam. Rozsypałam się. Chciałam zniknąć, przestać egzystować, przestać oddychać.
-Wyjdźcie stąd – powiedziałam cicho po chwili.
- Lilii… - wyszeptał stając u mojego boku.
- Wyjdź!!! – wrzasnęłam.
- Ale Lilka…
- Nie chcę cię znać – wycedziłam przez zęby – wynoś się stąd.
- Liluś ty chyba nie myślisz, że coś tu zaszło?
- Spieprzaj stąd – krzyknęłam i otworzyłam drzwi. Łzy płynęły po moich policzkach a serce biło jak oszalałe. Andrzej chwilę się we mnie wpatrywał a potem dodał tylko:
- Lilii ja nic nie zrobiłem – po czym wyszedł z mojego mieszkania.
Marcelina stała w przedpokoju z cwaniackim uśmiechem na twarzy.
- Szkoda, że tak to się musiało skończyć. Mogliście chociaż zostać przyjaciółmi, dla dobra dziecka.
- Ty też się stąd wynoś – powiedziałam kuląc się na podłodze z bólu i żalu.
- Byłaś naiwna wiesz? Znowu okazałam się od ciebie lepsza. Właśnie o to chodziło mi od samego początku, o niego, nie o ciebie – skończyła swój wywód i wyszła z mieszkania zamykając za sobą drzwi.
Leżałam na podłodze w przedpokoju głośno szlochając. Czułam się tak jakby z mojego ciała uchodziła dusza. Zabrał mi ją. Zabrał wszystko to co mu poświęciłam. Kochałam go najmocniej na świecie. Teraz moja miłość okazała się być moją zgubą. Dlaczego? - Zadawałam sobie pytanie. Dlaczego to zrobił? Może ona faktycznie była lepsza ode mnie, znów zrobiła to samo, zraniła w najgorszy sposób.
Po jakimś czasie udało mi się zebrać na tyle, że zaczęłam wyrzucać wszystkie jego rzeczy na klatkę schodową. Musiał zauważyć to przez wizjer bo wyszedł do mnie.
- Lilka kochanie dlaczego mi nie wierzysz? – pytał.
- Bo jesteś zakłamany jak wszyscy! Tobie też o nią chodziło? Dlatego tak nalegałeś na to żebyśmy się pogodziły? Chciałeś mieć pretekst do widywania z tą zdzirą?
- Lilka o czym ty mówisz?
- Dobrze wiesz o czym, jesteście siebie warci – powiedziałam i ostatni raz spojrzałam w jego niebieskie oczy, które tak kochałam, w sumie wciąż kocham – życzę wam szczęścia – dodałam i zamknęłam się w mieszkaniu. Wrona dobijał się jeszcze do moich drzwi a ja zaczęłam pakowanie najpotrzebniejszych rzeczy. Po czterdziestu minutach byłam już gotowa, umalowana i ubrana w sam raz na podróż. Postanowiłam, że wyjadę. Nie mogłam tu siedzieć, potrzebowałam mamy.
Zabrałam Biszkopta, torbę i wyszłam z mieszkania, szybko podbiegłam do samochodu i ruszyłam w drogę do Łodzi.
Na lotnisku jak na zbawienie okazało się, że jest wolne miejsce w samolocie do Niemiec miałam poczekać na niego pięć godzin a stamtąd udać się już bezpośrednio do Kanady.
Czekałam, myślałam, płakałam. Teraz liczył się tylko mój mały skarb. Dla niego musiałam być silna. Po ponad dobie podróży znalazłam się na lotnisku w  Vancouver.
- Halo? – odebrała telefon moja mama.
- Hej jesteś w domu? – zapytałam.
- Tak, dlaczego pytasz?
- Możesz przyjechać po mnie na lotnisko?

Rozdział był pisany dawno, teraz pewnie wszystko wyglądałoby inaczej, ale jest, tak jak jest. Czytajcie, komentujcie, smacznego!

2 komentarze:

  1. Świetny rozdział! :D
    Jejku, nie, ja się nie zgadzam, żeby ona wyjechała. Nie może uciekać od problemów. Wydaje mi się, że jej siostra specjalnie wszystko uknuła, żeby jej dopiec. Jestem tego pewna. Ja nie wiem, jak można być takim człowiekiem bez serca i uczuć.
    Przecież oni się kochali (dalej kochają) i byli tacy szczęśliwi, a tu wielkie BUM. Mam nadzieję, że Andrzej będzie walczył i wytłumaczy wszytko Lili. W ogóle muszą być razem.
    Pozdrawiam, buziaki Kochana! ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. o bozre co za emocje! czekam na kolejny !!!!

    OdpowiedzUsuń