niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 17

Dni mijały nieubłaganie. Do naszego życia wdarła się codzienna rutyna, Skra radziła sobie świetnie w Pluslidze, Karol i Zuzka zaczęli regularnie się spotykać choć obydwoje mówili, że to „nic poważnego” a ja i Marcelina zaczęłyśmy się do siebie zbliżać. Wciąż trudno było mi przełamać niechęć ale moja siostra robiła wszystko aby odbudować to co było kiedyś między nami. Starała się jak nigdy co bardzo mi imponowało, ponieważ nie spodziewałam się po niej aż takiego wielkiego zaangażowania. W miarę upływu czasu i wzajemnych starań ja i Marcelina na powrót stałyśmy się przyjaciółkami. Wybaczyłam jej to co zrobiła i zgodnie stwierdziłyśmy, że nie chcemy już więcej do tego wracać.
Związek mój i Andrzeja z każdym dniem rozkwitał. Poznałam lepiej rodzinę chłopka a także przedstawiłam go mojemu tacie, który wciąż mieszkał w Warszawie. Planowałam także wycieczkę do Kanady aby Wronka mógł wreszcie poznać moją mamę. Marcelina i Andrzej polubili się. Chłopak cieszył się, że wreszcie jestem w pełni szczęśliwa – okazało się, że naprawdę bardzo brakowało mi bliskości mojej siostry, a Marcelinę uszczęśliwiał fakt iż wreszcie mam kogoś z kim chcę spędzić resztę życia.
Zanim zdążyliśmy się obejrzeć nastał 24 grudnia – święta Bożego Narodzenia, które stały się moją zmorą od kiedy rodzice wzięli rozwód. Na szczęście w tym roku spędziłam je razem z Andrzejem i jego rodziną. Atmosfera była cudowna, rodzice mojego chłopaka byli ciepli i kochani, czułam się jakby była ich córką. Wronka przez cały  czas nie odstępował mnie na krok. Czułam się przy nim wyjątkowo, kochałam go ponad życie. On takim samym uczuciem darzył mnie – czułam się jak mała dziewczynka, która dostała pod choinkę wymarzony prezent. Tym prezentem była bezgraniczna miłość, którą obdarzył mnie siatkarz.
Po świętach, które minęły w mgnieniu oka wróciliśmy do Bełchatowa. Wronka stał się moim współlokatorem ponieważ nie wyobrażaliśmy sobie ani minuty spędzonej oddzielnie.
W przerwie między świętami a Nowym Rokiem, który zaplanowałam w swoim mieszkaniu, samopoczucie zaczęło mi się kompletnie psuć. Chodziłam rozdrażniona i wiecznie poirytowana, nawet zachowanie Wronki zaczęło mnie wkurzać.
Do złego samopoczucia doszło także wielkie zmęczenie. Mogłam co chwilę ucinać sobie drzemkę.
Postanowiłam wybrać się do lekarza. Na miejscu mój doktor rodzinny pokierował mnie do swojego kolegi – ten zdiagnozował u mnie częsty przypadek, który występował u kobiet w moim wieku – ciąża.
 Wracałam do Bełchatowa w ciężkim szoku, oniemiała ale także szczęśliwa. Najgorszym uczuciem, które mnie ogarnęło był strach – strach przed reakcją Andrzeja.
Cztery miesiące, tyle trwała nasz znajomość. Cztery miesiące po których ja zaszłam w ciąże. Jak on to przyjmie? Powiedzieć, nie powiedzieć? Uciec? Rozzłości się? Powie, że nie jest gotów? Miliardy pytań przelatywały po mojej głowie. Co zrobię jeśli on ze mną zerwie? Na pewno dam sobie radę z wychowaniem tej małej istotki, która rozwijała się pod moim sercem, ale czy mogę pozwolić na to by wychowywała się bez ojca? Czy dobrze robię zakładając od razu najgorszą wersję? Może Wrona się ucieszy tak jak ja w głębi serca…
Cała droga Łódź - Bełchatów minęła mi na ciągłym zastanawianiu się nad reakcją mojego chłopaka. Co by się nie stało jedno było pewne – za kilka miesięcy zostanę mamą. Byłam szczęśliwa, cholernie szczęśliwa. Miałam dwadzieścia cztery lata – idealny wiek to założenia rodziny. Tylko czy Wrona chce tego samego? – to pytanie dręczyło mnie najbardziej. Siatkarz miał przed sobą karierę, czy da radę to pogodzić? Czy zrobi to dla mnie i dla naszego dziecka? Na odpowiedź musiałam jeszcze chwilę poczekać.
Kiedy znalazłam się pod blokiem otarłam brudne od tuszu policzki i chwilkę poczekałam aż zapłakane czerwone oczy znowu powrócą do dawnego stanu. Wrona nie mógł widzieć, że płakałam. Jeśli nie ma go w mieszkaniu uzyskam dodatkowy czas na doprowadzeniu się do normalności. Gorzej jeśli wrócił już z treningu.
Niestety szczęście mi nie dopisało. Wrona był w mieszkaniu, dodatkowo wyszedł mi na spotkanie kiedy usłyszał otwierane drzwi. Kiedy tylko mnie spostrzegł mina mu zrzedła. Najwyraźniej poznał się, że coś jest nie tak.
- Lilka co się stało? – zapytał łapiąc mnie za rękę. Udało mi się tylko pokręcić głową, co miało oznaczać, ze nic się nie dzieje, niestety wybuchłam płaczem. Po sekundzie byłam już w jego ramionach. A co jeśli to ostatni raz? – zadawałam sobie pytanie i przypomniałam słowa piosenki: „Nic nie może przecież wiecznie trwać”.
Nie miałam nawet siły nic mu powiedzieć, czekał w ciszy aż się uspokoję i dam radę wydusić z siebie to co miałam do powiedzenia. Po jakiś dziesięciu minutach zaczęłam:
- Andrzej kochasz mnie? – zapytałam.
- Słońce co to za pytanie?
- A jak duże jest twoje uczucie? – zaczynałam powoli zbijać go z tropu.
- Liluś, życie bym za ciebie oddał – wyznał.
- A czy tej miłości starczyłoby dla innej osoby? – zapytałam ponownie patrząc w jego piękne niebieskie oczy. Nie wiedział o co chodzi, może ja też bym się nie domyśliła po takim pytaniu – Andrzej ja jestem w ciąży. Będziesz tatą.
Wrona patrzył na mnie szeroko otwartymi oczami aby zaraz składać pocałunki na mojej twarzy i szyi.
- Lilka to jest najcudowniejsza wiadomość jaką mogłem usłyszeć! – na te słowa po moich policzkach popłynęły łzy, tym razem łzy szczęścia i ulgi.
- Andrzej bałam się, że będziesz zły…
- Bałaś się? Lilka! Kobieta mojego życia jest ze mną w ciąży i mam się nie cieszyć? – zapytał po czym pocałował mnie w usta.
- Głupia jestem co? – zapytałam z uśmiechem.
- Tak troszeczkę – powiedział i ponownie mnie pocałował, tym razem bardziej stanowczo. Kiedy tylko się od siebie oderwaliśmy położył rękę na moim brzuchu szeroko się przy tym uśmiechając.
- Lilka kocham cię, kocham was – poprawił się – a który to tydzień?
- Piąty – odpowiedziałam bez zastanowienia.
- Jej Lilka, będziemy rodzicami…
Będziemy rodzicami. Będziemy rodzicami. Będziemy rodzicami – brzmiało mi w uszach. Czułam falę szczęścia, która mnie zalewała. Wiedziałam, że wszystko będzie dobrze. Andrzej mnie kochał, kochał ponad wszystko a ja kochałam jego – to był klucz to wspólnego cudownego życia.

Hop hop! Jest tu kto? Czyta ktoś??? 
W miarę możliwości proszę o komentarze, obiecałam sobie, że dotrwam do końca ale czy jest sens dodawać notki?

7 komentarzy:

  1. Ja jestem i jestem zachwycona ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja również jestem, uwielbiam twojego bloga i zawsze nie mogę się doczekać następnego rozdzału =)

    OdpowiedzUsuń
  3. sens jest zawsze, czy mi się wydaję, że sielanka nie potrwa za długo???

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam Twojego boga <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Nawet nie myśl że dodawanie kolejnych rozdziałów nie ma sensu. czekamy na kolejne rozdziały i oby szybko. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. TAKKK. czekamy na kolejne rozdzialy!��

    OdpowiedzUsuń
  7. Barodzo fajny blog !:D czekam na kolejny :D


    + zapraszam do mnie na Muzaja ;3 : moja-mery-lu.blogspot.com Dopiero zaczynam, opinie mile widziane

    OdpowiedzUsuń