sobota, 19 lipca 2014

Rozdział 7


Otworzyłam oczy. Byłam w cudzym pokoju, najwyraźniej jego sypialni. Leżałam z głową na jego torsie. To co dla mnie zrobił już na zawsze pozostawi ogromny dług wdzięczności jaki u niego zaciągnęłam. Andrzej stał się moim bohaterem, człowiekiem, który uratował mnie przed wielkim koszmarem. Nie wiem jak mu się odwdzięczę, nie wiem co mogę zrobić żeby choć w drobnej części zrekompensować mu jego czyn. Zdawałam sobie sprawę, że on wiedział jak bardzo poważna była to sytuacja, gdyby nie on… Nawet nie chcę o tym myśleć.
Postanowiłam, że pierwszym krokiem w stronę nie znających końca podziękowań z mojej strony będzie przygotowanie śniadania dla siatkarza. Udałam się do kuchni i pozwoliłam sobie korzystać ze wszystkiego jak u siebie. Po trzydziestu minutach śniadanie leżało już na stole w salonie, który tak jak u mnie połączony był z jadalnią i kuchnią. Chłopak idealnie wyczuł moment. Wszedł do pokoju ubrany tak jak wczoraj z resztą ja byłam w takiej samej sytuacji. Uśmiechnął się do mnie lekko i zaspany usiadł przy stole.
- Jak się czujesz? – zapytał kiedy ja przysiadłam obok niego.
- Już jest dobrze – odpowiedziałam – pozwoliłam sobie przygotować śniadanie w ramach maleńkich przeprosin, za to że nie dałam ci spokoju i nie poszłam do siebie.
- Przecież chciałem żebyś została – powiedział – i pamiętaj, że nie musisz mi być za nic wdzięczna, każdy by tak postąpił.
- No nie wiem, ktoś inny może by to zlekceważył i po prostu ominął.
- Nie sądzę – odpowiedział i zrobił łyk kawy.
- To nie zmienia faktu, że nie wiem co mogę dla ciebie zrobić, jak dziękować.
- Możesz robić mi śniadania – zaśmiał się chłopak, co rozładowało troszkę mój uroczysty ton.
- Andrzej ja mówię poważnie, nie wiem co mogę robić?
- Ale ja wiem, jeśli chcesz mi się jakoś zrekompensować to musisz iść dziś na policję, złożyć zeznania co zresztą ja też zrobię i postarać się zapomnieć o tym co miało miejsce – powiedział patrząc mi głęboko w oczu i trzymając moją dłoń.
- Zgoda.
Po śniadaniu wróciłam z psem do domu wzięłam kąpiel, ułożyłam włosy, ubrałam się i umalowałam. Dopijałam jeszcze zieloną herbatę kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. To był Andrzej, gotowy do pójścia na policję. Nałożyłam jeszcze buty i wypuściłam Biszkopta na balkon. Po kilku minutach spędzonych w samochodzie Wrony byliśmy już na komisariacie. Złożyliśmy zeznania, najpierw ja jako poszkodowana a następnie Andrzej jako świadek wydarzenia. Funkcjonariusze poinformowali mnie, że przyjęli jakiś czas temu zgłoszenie o gwałcie a napastnik był z opisu taki sam jak ten którego przedstawiłam ja. Miałam nadzieję, że policja zrobi wszystko aby znaleźć tego człowieka. Opuściliśmy posterunek i wróciliśmy do mieszkania, chciałam iść już do Toscany ale musiałam jeszcze wyjść z Kopcikiem. Wrona oczywiście chciał iść ze mną ale wytłumaczyłam mu, że w biały dzień raczej nikt mnie nie napadnie, za to co do wieczorów nie miałam nawet nic do gadania, skutecznie upierał się przy swoim. Wreszcie po długich minutach zgodziłam się żeby towarzyszył mi zawsze w wieczornych spacerach z psem. Fakt, bałam się nawet myśleć co by było gdybym musiała o zmierzchu wyjść z psem, ale nie chciałam żeby siatkarz rzucał swoje obowiązki tylko po to aby mi towarzyszyć.
Wróciłam do domu i ponownie z niego wyszłam tym razem z psem, spacerowaliśmy pół godziny potem zaprowadziłam Kopta do mieszkania i poszłam do pracy.
- Dlaczego nie odbierałaś telefonu? – tak powitała mnie Zuza.
- Miałam kilka spraw do pozałatwiania – odpowiedziałam jej i posłałam znaczące spojrzenie, od razu załapała. Poszłyśmy na sale i usiadłyśmy przy jednym ze stolików.
- Co się stało? – zapytała patrząc mi w oczy.
- Wczoraj… jakiś koleś… próbował mnie zgwałcić – wyrzucałam z siebie słowa – gdyby nie Andrzej to… - dodałam i zaczęłam płakać. Zuzia nic nie powiedziała tylko podeszła do mnie i przytuliła mnie mocno, zaczęła machinalnie gładzić mnie po głowie i szeptać, że wszystko jest w porządku i nie pozwoli mnie skrzywdzić. Całą sytuację obserwowali zza baru Pablo i Marcin. Kiedy tylko spostrzegli, że zaczęłam płakać szybko podeszli do nas i zaczęli wypytywać co się stało. Ja nie chciałam żeby wiedzieli ale Zuza miotana porywami złości powiedziała chłopakom to co ja jej przed chwilą. Obydwaj bardzo się przejęli, szczególnie Marcin, już od dłuższego czasu a w zasadzie odkąd zaczął dla mnie pracować zauważyłam, że się we mnie zadurzył. Facet owszem był bardzo przystojny ale ja przecież nikogo nie szukam więc nawet nie dawałam mu złudnych nadziei. Teraz to on był najbardziej zmartwiony i wyglądało to szczerze co odrobine mi pochlebiało. Uspokoiłam ich mówiąc, że byłam na policji i że wyszłam ze wszystkiego praktycznie cała. Teraz już nie tylko Andrzej ale także trójka moich pracowników planowała, że nigdzie nie da mi się ruszyć bez obstawy.
Po skończonej pracy wracałam do domu odprowadzana prze nikogo innego tylko Marcina. Zawsze go lubiłam bo posiadał wielkie poczucie humoru i był pozytywnie nastawiony do życia, teraz rozśmieszał mnie zabawnymi historiami z jego podróży. Dotarliśmy do mojego mieszkania cali i zdrowi, zaprosiłam Marcina do środka ale odmówił bo jechał jeszcze do Łodzi na urodziny kumpla, zaproponował mi żebym pojechała z nim ale miałam jeszcze inne sprawy na głowie więc odmówiłam. Zdążyłam zamknąć za sobą drzwi, wejść do kuchni i otworzyć lodówkę kiedy usłyszałam pukanie. To był Wronka.
- To jak idziemy na spacer? – zapytał a ja lekko się uśmiechnęłam. Zawołałam Biszkopta i zaczepiłam smycz na obroży. Spacerowałam z Andrzejem cały czas rozmawiając. Okazało się, że spędzanie z nim czasu było bardzo przyjemne. Czułam się przy nim swobodnie pomimo tego, że coraz bardziej niebezpiecznie zaczęliśmy się do siebie zbliżać. Powoli zaczęłam obawiać się do czego mogą nas zaprowadzić te wszystkie wspólne wyjścia i to, że w pewnym sensie poprzez to co dla mnie zrobił stał się dla mnie jedną z ważniejszych osób. Po czterdziestu minutach wróciliśmy do naszego bloku. Zaprosiłam chłopaka do siebie na co chętnie przystał. Zaparzyłam dla nas herbatę i zabrałam się za przygotowanie kolacji na której został Wroniasty.
- Świetnie gotujesz – powiedział kiedy obydwoje zajadaliśmy się przygotowanym posiłkiem – nie to co ja, najlepiej wychodzi mi kawa z ekspresu, no i może jeszcze jajecznica – zaśmiał się.
- Wiesz teraz jestem twoją dłużniczką więc jeśli chcesz mogę cię dokarmiać – również się zaśmiałam.
- Lilii przestań już, proszę. Nie jesteś moją dłużniczką, nie musisz mi nic zawdzięczać, każdy kto by tamtędy przechodził postąpiłby tak samo – zaczął tłumaczyć a po chwili dodał na rozładowanie atmosfery – no ale w sumie obiadem u ciebie bym nie pogardził. Chłopak siedział u mnie jeszcze godzinę a potem wrócił do siebie. Wreszcie mogłam zająć się sobą, wzięłam kąpiel a następnie wzięłam laptopa na kolana i złożyłam zamówienie jedzenia do restauracji. Potem opłaciłam rachunki i zabrałam się za czytanie. Usnęłam na kanapie z Biszkoptem obok siebie.

Przepraszam, że tak późno ale niestety wcześniej nie miałam czasu na wstawienie. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. Dziękuję serdecznie za wszystkie oddane komentarze - są dla mnie naprawdę ważne, dzięki. Do następnego! Pozdrawiam :*

5 komentarzy:

  1. Rozdział genialny nie mogę się doczekać następnego.
    Zapraszam na 60 rozdział.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  2. Zapraszam do siebie na 63.
    Pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  3. bardzo fajny rozdział, lekko napisany, przyjemnie się czyta :)
    haha, świetnie by było dla Wrony jakby zaczęła mu gotować :D
    dobrze, że poszli na policję, nawet nie chcę myśleć co by było jakby znów ją zaatakował, dobrze, że ma przyjaciół, którzy się o nią troszczą :)
    pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń