czwartek, 29 stycznia 2015

Rozdział 11

Wróciłam, ja córka marnotrawna, postanowiłam dokończyć to co zaczęłam...
Jeśli ktoś, ktokolwiek wciąż tu zagląda mam nadzieje ucieszy się na nową notkę.



Po kilkunastu minutach marszu znalazłam się w Toscanie, na miejscu nie przywitał mnie jednak szczery uśmiech Marcina – nie było go. Za barem stała Hania, która pracowała u nas w weekendy.
- Dlaczego zastępujesz Marcina? – zapytałam, bo czułam, że coś się święci.
- Nie mam pojęcia – odpowiedziała mi – Rano zadzwoniła do mnie Zuzka i spytała czy mogę przyjść, a ja akurat siedziałam w domu więc…
- Ok w porządku – przerwałam dziewczynie i poszłam do kuchni – Dlaczego nie ma Marcina? – zapytałam na dzień dobry. Zuzka miała dziwną minę ale po chwili zaczęła:
- Przyszedł rano jak zwykle, tylko, że z wymówieniem.
- Jak to z wymówieniem?! – podniosłam głos.
- No powiedział, że wyjeżdża, że nie zależy mu na ostatniej wypłacie i że przeprasza, że zostawia nas akurat w takim momencie, wiesz wakacje i te sprawy.
Czułam się podle. To przeze mnie, ale z drugiej strony zachował się jak dziecko, po prostu uciekł. Byłam zła na siebie i na niego równocześnie. Zła bo mnie zostawił i ja się poniekąd do tego przyczyniłam. Ale co poradzę na to, że chcę mieć w nim przyjaciela? Wciąż nim jest i pozostanie ale po co od razu wyjeżdżać?
- Szkoda – tylko na tyle się wysiliłam. Zrobiłam sobie mocną kawę i usiadłam przy małym stoliku na kuchni. Chciałam pogadać o tym wszystkim z Marcinem ale chyba było już za późno na rozmowę w cztery oczy. Postanowiłam, że do niego napiszę.
- Poradzicie sobie we trójkę? – zapytałam Pabla i Zuzki.
- No jasne – odpowiedzieli chórem.
- Ok to ja idę, muszę coś załatwić. Zuzka możemy spotkać się wieczorem?
- Ok u mnie?
- Nie, przyjdź do mnie, musze się jeszcze spakować. – powiedziałam i wyszłam z Toscany. Po kilkunastu minutach byłam już w mieszkaniu, odpalałam laptopa i logowałam się na poczcie. Siedemnaście nowych wiadomości. Reklama, bank, rabaty w ulubionej sieciówce, kolejna reklama. Jest. Marcin Lipski. Wdech, wydech uspokoiłam się i włączyłam wiadomość.

Lilii, na początku chciałem Cię przeprosić. Wybacz. Nie chciałem żeby tak wyszło z tym pocałunkiem, powinienem był nie myśleć tylko o sobie ale też o Tobie.
Wiem, że z pracy też nie powinienem był rezygnować, to nieodpowiedzialne.
Wiem, że na pewno się na mnie nie gniewasz, a może gniewasz… Nie mam pojęcia. Chyba nie potrafiłbym teraz tak po prostu być koło Ciebie i udawać, że nic się nie dzieje. Kocham Cię i sądzę, że prędko to się nie zmieni. Zależy mi na Tobie. Będę na ciebie czekał ale nie w Bełchatowie (właśnie teraz się uśmiecham bo zdałem sobie sprawę, że rymuję). Wyjeżdżam do Australii, nie wiem co mnie czeka, może jakaś kolejna przygoda, którą opowiem Ci jeśli wrócę. Bo ja wciąż jestem twoim przyjacielem, to się nie zmienia. Chcę żebyś wiedziała, że możesz na mnie liczyć, pomimo tego, ze teraz nawaliłem. Myślę o Tobie cały czas. Odezwę się niedługo. M.

Kilka razy przeczytałam tą wiadomość zanim w pełni zdałam sobie sprawę z tego, że on serio wyjechał. Pomimo żalu – w końcu opuścił mnie mój przyjaciel - cieszyłam się, że znów jest w swoim żywiole. Podróże do jego życie. W Bełchatowie się dusił – dla mnie. Byłam wściekła, skrzywdziłam go, ale nic nie mogłam na to poradzić. Kochałam Andrzeja. Pomimo tego, że nie znam go długo był dla mnie ważny. Uratował mnie.  Postanowiłam odpisać Marcinowi. Zabierałam się do tego ale nic sensownego nie przychodziło mi do głowy. Skończyło się na krótkim:

Nigdy nie będę się na Ciebie gniewać.

Po napisaniu tego krótkiego zdania poszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać obiad dla siebie i dla Andrzeja – musiałam się czymś zająć. Kiedy wszystko było już na stole  poszłam szybko do mieszkania Wrony żeby go zawołać, dziwne, nie miałam nawet jego numeru telefonu. Przyszedł do mnie razem z Biszkoptem i zasiedliśmy razem do obiadu.  Powiedziałam mu o ślubie na który leciałam już jutro, Wronka trochę się zasmucił ale wracałam po czterech dniach więc wszystko było w porządku, obiecał mi, że przez ten czas zaopiekuje się moim psiakiem.
- Wiesz, że będę za tobą bardzo, bardzo tęsknił – powiedział przytulając mnie i obdarowując pocałunkami.
- Zabrałabym cię ale mam tylko jeden bilet – uśmiechnęłam się do siatkarza – Ale może teraz jakoś ci to zrekompensuje?
- Jak? – zapytał robiąc maślane oczka.
- No nie wiem…
- Ja chyba wiem – powiedział i zaciągnął mnie do mojej sypialni…
~*~
- Odwieziesz mnie jutro na lotnisko do Łodzi? – zapytałam kiedy Andrzej już wychodził.
- Jasne, o której?
- Na jedenastą muszę tam być – odpowiedziałam Wronie.
- Ok, będę u ciebie rano – powiedział i pocałował mnie na pożegnanie.
Nie musiałam długo czekać na powitanie kolejnego gościa – Zuzy. Postanowiłam jej opowiedzieć całe wczorajsze zajście. Mocno się zdziwiła zachowaniem Marcina i tym, że ja i Wrona tak szybko staliśmy się parą.
- Wiesz, że takie szybkie związki to nic dobrego?
- Nie zakładaj od razu najgorszej wersji, zobaczymy jak to będzie…
- Trzymam za was kciuki – powiedziała przytulając mnie. Resztę wieczoru spędziłyśmy na pogaduszkach w mojej dość dużej garderobie bo musiałam spakować wszystkie rzeczy na wyjazd. Około północy Zuza wróciła do siebie ja wzięłam kąpiel a potem udałam się spać.
Obudził mnie natarczywy dzwonek to drzwi. Co za tępak dobija się do mnie o siódmej? Poszłam otworzyć drzwi w połowie jeszcze śpiąc.
- Wrona co ty tu robisz? – zapytałam kiedy tylko spostrzegłam, że to on stoi w progu moich drzwi.
- Miałem być rano to jestem – powiedział uśmiechając się szeroko – szczerze liczyłem na śniadanko, mam nawet bułki – podniósł wyżej torebkę ze świeżym pieczywem.
- Ja o tej porze jeszcze śpię – rzuciłam kiedy już wpuściłam siatkarza do środka.
- Chyba nie zapomniałaś, że o jedenastej masz być na lotnisku?
- A co chcesz się mnie szybko pozbyć? – zapytałam nastawiając ekspres do kawy.
- No co ty, szczerze powiedziawszy to wolałbym żebyś nigdzie nie jechała – powiedział obejmując mnie w talii.
- Serio?
- Serio – odpowiedział i pocałował mnie lekko w szyję.

Zjedliśmy wspólnie śniadanie po którym zaczęłam przygotowywać się do wyjścia. Po dziewiątej wyszliśmy jeszcze na chwilkę z Kopcikiem a potem zostawiliśmy go w andrzejowym mieszkaniu i pojechaliśmy do Łodzi.

2 komentarze:

  1. Jupiii:) czekałam i sie doczekałam:) Fajnie że postanowiłaś dokończyć pisanie :) pozdrawiam Karolina:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Cieszę się, że wróciłaś :) czytam dalej i mam nadzieję,ze znów nie znikniesz:P

    OdpowiedzUsuń